Dryjańska odniosła się do słów Dominiki Wielowieyskiej, która uważa, że aby zakończyć wojnę religijną, należy zwolnić lekarzy z obowiązku wskazania placówki, która dokona zabiegu aborcji. - Jeśli Dominika Wielowieyska chciałaby zakończyć tę wojnę, to musiałaby doprowadzić do tego, by aborcja była nielegalna w każdym przypadku. Żeby kobiety w ciąży pozamacicznej umierały, żeby rodziły dzieci bez mózgów - powiedziała w rozmowie z Agatą Kowalską.
Działaczka Feminoteki jest też zdania, że od momentu wprowadzenia restrykcyjnej ustawy antyaborcyjnej trwa wojna przeciwko kobietom. - W tej wojnie nie mamy z czego kapitulować - stwierdziła w audycji Post Factum.
- Po stronie rządu jest dużo tchórzostwa wobec hierarchów Kościoła katolickiego. Rząd tłumaczy się hierarchom, zgadza się, by dołączali do różnych komisji i pisali nam ustawy na różne tematy niezwiązane z technikaliami na styku Kościoła i państwa - zauważyła Dryjańska i przyznała, że jest przerażona tym, jak NFZ i minister zdrowia umywają ręce. - Cały czas mówimy o celebrycie Chazanie, pochylamy się nad tymi biednymi lekarzami, a nie pochylamy się nad kobietami - powiedziała.
Dryjańska tłumaczyła, że sama w ciągu kilku miesięcy zdołała uzbierać kwotę, która w przypadku zajścia w niechcianą ciążę pozwoli na przerwanie jej w komfortowych warunkach. - Mnie ten problem nie dotyczy. Ale są kobiety, które przerwą ciążę wieszakiem, płukanką z płynu do czyszczenia toalet, poproszą męża o ciosy w brzuch, będą się truły tabletkami nieznanego pochodzenia. To wciąż się dzieje - ubolewała gościni Kowalskiej.
- Obrońcy życia kobiet mają za dużo sumienia, żeby pokazywać zdjęcia kobiet, które umarły z powodu zakazu aborcji. Ale być może trzeba zacząć to robi? Może trzeba pokazać, jak wyglądają jelita wylewające się z waginy po "aborcji" wieszakiem? - zastanawiała się Dryjańska.
Jej zdaniem, żeby zmieniła się sytuacja kobiet w służbie zdrowia, wystarczyłoby, żeby kobieta z rodziny jednego z ministrów w nagłej sytuacji trafiła do lekarza "z watykańskim sumieniem". - Mówię o awaryjnym przypadku, bo wiadomo, że w zwykłych sytuacjach prawa reprodukcyjne można sobie kupić nawet w Polsce. Gdyby taka tragedia się wydarzyła, być może rządzący wspięliby się na elementarny poziom empatii i zobaczyli, że nie powinno się tak dziać - zauważyła.
Dryjańska odniosła się też do opinii osób, które są zdania, że zamiast iść do przypadkowej placówki, wystarczy wyszukać lekarza, który dokonuje aborcji. - To jest perspektywa wielkomiejskiej klasy średniej, która nie zdaje sobie sprawy z tego, że są miejscowości, gdzie jest jeden lekarz i gdzie proboszcz może zabronić sprzedawania antykoncepcji w jedynej aptece. Nie zdają sobie też sprawy z tego, że jedna trzecia Polek i Polaków nigdy nie korzystała z internetu - podkreśliła w Post Factum.