Roman Giertych od dłuższego czasu konsekwentnie zbliża się do PO, być może z intencją powrotu do polityki. Czy najnowsze taśmy "Wprost" przekreślą jego plany? - zastanawia się Eliza Olczyk w "Rzeczpospolitej".
Olczyk zauważa, że Giertych od dawna ma chrapkę na powrót do polityki. Dlatego mocno zbliżył się do PO, prowadził sprawy sądowe prominentnych polityków partii rządzącej i nie stronił od krytyki Jarosława Kaczyńskiego. Miał być nawet przymierzany na stanowiska rządowe, i to dwukrotnie.
Za pierwszym razem miał objąć fotel ministra sprawiedliwości po Jarosławie Gowinie, ale media miały "podnieść raban" ze względu na przeszłość Giertycha w LPR i ministrem został Marek Biernacki. Według "Rzeczpospolitej" przymiarka była prawdziwa i Tusk zaniechał tego pomysłu tylko pod naporem mediów.
Według Olczyk druga próba odbyła się jeszcze kilka dni temu. Na początku lipca "Fakt" pisał o zastąpieniu Giertychem Bartłomieja Sienkiewicza poturbowanego przez aferę podsłuchową. Ostatecznie jednak premier nie zdecydował się na dymisję szefa MSW.
Jednak po ostatnich publikacjach "Wprost", w których Giertychowi zarzuca się usiłowanie szantażu biznesmenów, jego kariera zawisła na włosku. - Został powstrzymany w momencie, w którym wyraźnie się rozpędzał do wielkiego skoku - powiedział "Rzeczpospolitej" Jacek Kucharczyk z Instytutu Spraw Publicznych.
O kolejną próbę do skoku w politykę może być byłemu szefowi LPR trudno. Zwłaszcza że, jak zauważa Olczyk, PO odsuwa się od Giertycha. Broni go już tylko Radosław Sikorski.
Jednak Giertych nie traci animuszu. - Biznesowo, to szczerze mówiąc, nigdy nie miałem tylu zapytań o możliwość poprowadzenia spraw, co w ciągu ostatnich dwóch dni - wyznał "Rzeczpospolitej".
Cały artykuł przeczytasz w najnowszej "Rzeczpospolitej" >>>