Aktywiści z sześciu miast oficjalnie powołali dziś Porozumienie Ruchów Miejskich , koalicję organizacji samorządowych. Tworzą je: Miasto jest Nasze z Warszawy, Kraków Przeciw Igrzyskom, Prawo do Miasta z Poznania, Gdańsk Obywatelski, Czas Mieszkańców z Torunia oraz Samorządni.pl z Płocka. PRM ma wystawić własnych kandydatów w jesiennych wyborach samorządowych.
Start w wyborach prezydenckich w Krakowie zapowiedział już wcześniej Tomasz Leśniak, lider Kraków Przeciw Igrzyskom, inicjator zakończonej sukcesem akcji zablokowania organizacji zimowych igrzysk olimpijskich w Krakowie.
Czy sojusz miejskich aktywistów pozwoli na zmianę samorządowej polityki, często zdominowanej przez tę centralną, partyjną? Zastanawiali się nad tym w Radiu TOK FM prof. Radosław Markowski, politolog i socjolog z SWPS i PAN, oraz Artur Celiński z Res Publiki Nowej zajmujący się kwestiami samorządowymi.
- Na razie nie do końca wiemy, o czym mówimy, jaki to przyjmie kształt - nie krył sceptycyzmu prof. Markowski. I wskazywał na problemy, z jakimi będą musieli zmierzyć się miejscy aktywiści, wchodząc do świata zinstytucjonalizowanej polityki.
- Większość społeczników zajmuje się kwestiami jednowymiarowymi. A polityka, zwłaszcza większych organizmów, jest wielowymiarowa, pluralistyczna. Trzeba w niej godzić różne racje, od przedszkoli i szpitali po komunikację miejską i drogi - wskazywał socjolog.
- Na początku mogło to tak wyglądać, że mamy do czynienia z małymi organizacjami skupionymi na pojedynczych tematach - przyznał Celiński. - Z biegiem czasu zauważyliśmy, że miasto jest rzeczywiście skomplikowaną strukturą, ale każde z nas ma coś do powiedzenia na temat konkretnego elementu. I tym lepiej, jeżeli spotkamy się razem i zaczniemy rozmawiać, jak one współdziałają, jak mogą lepiej pasować - wyjaśniał. Dodał, że założyciele PRM to nie "młodzi ludzie, którzy zaraz po studiach chcą się bawić w politykę".
- Nie jestem przeciwnikiem aktywistów - zastrzegł prof. Markowski. - Chciałem tylko przestrzec. Bo wiele rozczarowań w polskiej polityce bierze się z nadmiaru oczekiwań - wyjaśnił Markowski. A oczekiwania zdaniem socjologa nie powinny być wygórowane.
- Nigdzie nie wygrają większościowo. Ale mogą być mniejszościowym koalicjantem dużej partii politycznej, który będzie sprawiał, że pewne polityki będą realizowane - wskazywał.
Markowski podkreślał jednak, że "fundamentem demokracji elektoralnej" są profesjonalni politycy będący emisariuszami swych partii. Regularnie rozliczani ze swych decyzji przez wyborców. - Wolę, żeby to politycy zajmowali się polityką - stwierdził.
Socjolog przypomniał, że w polskiej ordynacji listy wyborcze są otwarte, a więc głosuje się nie na partie, ale na konkretnych ludzi. I to jest szansa dla aktywistów miejskich. - Od dawna namawiam, żeby politycy na listy proponowali swoich zaangażowanych ludzi. I to nie jest naiwność. Politycy są zainteresowani tym, żeby na dalszych miejscach list byli popularni społecznicy. W tym widzę ogromną rolę aktywistów, by dostawali się do decyzyjnych gremiów via partie polityczne, a niekoniecznie stawali wobec tych partii w opozycji - podkreślał Markowski.
Zaś problemy samych mieszkańców powinny być zdaniem socjologa rozwiązywane przez inicjatywy deliberatywne - od konsultacji społecznych po budżety partycypacyjne. Oczywiście przy założeniu, że są prowadzone zgodnie z przyjętymi zasadami. - Namawiałbym do organizowania tej deliberatywnej demokracji i decydowania o polityce miejskiej w ten sposób - zaznaczył Markowski.
- Te metody rozprzestrzeniły się w Polsce z prędkością światła - przyznał Celiński. - Mamy mnóstwo wiedzy, wiemy, jak to robić. Ale jeśli miasto porównać do samochodu, to wszystko trafiło do bagażnika. Cieszymy się, że mamy to ze sobą, ale generalnie nie korzystamy z tego podczas jazdy, bo silnik znajduje się gdzie indziej. Fantastycznie by było, gdybyśmy połączyli te metody z istotą rozwoju miasta. Gdyby mieszkańcy mieli faktyczny wpływ na rozwój miasta - wyjaśniał publicysta.
Celiński był bardzo krytyczny w stosunku do prowadzonego przez władze dialogu z mieszkańcami. - Organizacje tworzące PRM uznały, że to nie jest już metoda, dzięki której mogą osiągnąć swoje cele - zaznaczył. I wskazał przykład igrzysk w Krakowie. Protesty przeciw ich organizacji oznaczały, jak mówił, zakwestionowanie całej wizji rozwoju miasta przedstawianej przez Jacka Majchrowskiego.
- Prezydent po przegranym referendum wydawał się nie rozumieć tego, co się stało, dlaczego grupa mieszkańców przekonała innych i wspólnie podjęto decyzję, by nie organizować igrzysk. Nie wyobrażam sobie, żeby teraz liderzy KPI siedli z prezydentem i robili panel dyskusyjny - dziwił się Celiński.
Majchrowski: Przegrała idea olimpijska. Nie rozumiem tej mentalności >>>
- To było po prostu źle przygotowane - krytykował władze Krakowa Markowski. - Każda wielka impreza wymaga rozmowy z obywatelami, ale nie w ostatniej chwili, ale przez wiele miesięcy. Wówczas powinny się odbywać debaty i wtedy można wychodzić do gremiów międzynarodowych - przyznał Markowski. - Z dużą ciekawością czekam na wynik wyborów samorządowych - zakończył socjolog.
Całej rozmowy o Porozumieniu Ruchów Miejskich wysłuchasz tutaj >>>