Ofensywa Giertycha w mediach. Zadziała? "Absurd, nie wierzę mu" [PUBLICYŚCI]

- Opowiadanie o tym, że oferta przekupstwa to legenda po to, by złapać złodzieja, brzmi absurdalnie. Ja w to nie wierzę - mówiła o medialnej ofensywie Romana Giertycha po taśmach "Wprost" Eliza Olczyk z "Rzeczpospolitej". - Nawet jego wersja, że był sprytnym wysłannikiem przyjaciela bogatego biznesmena, wciąż stawia go w dziwnym świetle - dodał Paweł Soloch z Instytutu Sobieskiego.

Po ujawnieniu kolejnego odcinka taśm "Wprost" dotyczącego rozmowy Romana Giertycha , były wicepremier ruszył do mediów przekonywać, że nie chciał szantażować polskich biznesmenów, co zarzuca mu tygodnik. Od weekendu udzielił co najmniej kilku wywiadów prasowych, radiowych i telewizyjnych. - Przekonał was Giertych swoją ofensywą? - pytał swych gości w godzinie komentatorów Poranka Radia TOK FM Jan Wróbel.

"Wygląda źle i kompromitująco"

Eliza Olczyk z "Rzeczpospolitej" podkreślała, że w żadnym razie. - Opowiadanie o tym, że oferta przekupstwa to legenda po to, by złapać złodzieja, brzmi absurdalnie. Ja w to nie wierzę - zaznaczyła. Według "Wprost" Giertych miał proponować Nisztorowi założenie spółki w celu szantażowania biznesmenów publikacjami na ich temat. - To, co napisał "Wprost", wygląda źle i kompromitująco - dodała Renata Kim z "Newsweeka".

Giertych: Brzydzę się Nisztorem. Uważam go za szantażystę, gangstera i bandytę >>>

Kim przypomniała, że w publikacji tygodnika brakuje wypowiedzi Piotra Nisztora, obszernie jest natomiast cytowany sam Giertych. Od wczoraj na stronach "Wprost" można odsłuchać fragmenty nagrań, ale, jak zauważyła Olczyk, to tylko kilka minut z dwugodzinnej konwersacji, a jakość materiału jest fatalna. - Dopiero gdy dostaniemy całość materiału, będziemy mogli ferować wyroki - przyznała Kim.

"To nie była operacja prawnika, tylko załatwiacza"

- Ważniejszą postacią w tym układzie jest Giertych. On jest bliżej polityki - stwierdził Paweł Soloch z Instytutu Sobieskiego. - Nawet jego wersja, że był sprytnym wysłannikiem przyjaciela bogatego biznesmena, wciąż stawia go w dziwnym świetle. To nie była operacja prawnika, tylko załatwiacza. To go dyskwalifikuje - ocenił.

Według Kim afera podsłuchowa powinna dać mediom do myślenia. - To czas, kiedy każda redakcja powinna odbyć dyskusję, co by zrobiła w podobnej sytuacji: gdyby przyszedł dziennikarz z nielegalnie nagranymi taśmami - wskazywała. Krytykowała "Wprost" za warsztat, brak wyjaśnienia okoliczności i tematyki rozmów, zamącanie rzeczywistości. Wytknęła epatowanie sensacyjnymi tytułami, jak pierwszy: "zamach stanu". - On zapoczątkował lawinę. Zasugerował, że dzieje się coś potwornego, choć staranne przesłuchanie taśm pokazało, że państwo wcale się nie wali - powiedziała dziennikarka.

"Myślę z pewną wzgardą na temat tego zachowania części dziennikarzy"

- Ze sporą satysfakcją w ostatnich tygodniach obserwuję odcięcie się sporej części środowiska od działań "Wprost", szczególnie po ostatniej publikacji - dodała Kim. - Część środowiska odcięła się chyba za szybko - powątpiewał Wróbel. - Odcięła się, bo taśmy uderzyły w rząd PO i otworzyły drogę do powrotu PiS. I myślę z pewną wzgardą na temat tego zachowania części naszych kolegów. A sprawa jest o tyle skomplikowana, że rzeczywiście redakcja "Wprost" zabrnęła gdzieś za daleko - zakończył prowadzący.

Więcej o: