Agnieszka Zagner, dziennikarka "Polityki" pisze o remoncie meczetu otaczającego Kabę , słynny Czarny Kamień w Mekce, do którego pielgrzymują rzesze muzułmanów. Należąca do saudyjskiej rodziny firma Bin Laden (związana kiedyś z Osamą bin Ladenem) chce dwukrotnie zwiększyć "przepustowość" świątyni.
Na miejscu zabrakło jednak odpowiedniego sprzętu i jako podwykonawcę kontraktu wybrano holenderską firmę dźwigową Rush. Wykwalifikowanych robotników trzeba było ściągać z Europy. "Holenderscy pracownicy, by wykonać swoją pracę, musieli spełnić jeden podstawowy warunek: musieli być muzułmanami" - pisze Zagner. Innowiercy nie mają bowiem wstępu do Mekki, świętego w islamie miasta.
"Firma poinformowała więc, że 11 pracowników 'z szacunku dla Saudyjczyków i by wykonywać swoje obowiązki' wypowiedziało szahadę (muzułmańskie wyznanie wiary - dop. red.)" - relacjonuje dziennikarka. "Wystarczy wypowiedzieć szahadę po arabsku i już. Szahada nie zmienia tego, kim jestem. Najważniejsze, że szanuję Saudyjczyków, niczego więcej się ode mnie nie wymaga" - miał stwierdzić cytowany przez holenderski dziennik robotnik.
"Przez Holandię przetoczyła się dyskusja o tym, czy można zmuszać ludzi do zmiany wiary, w krajach Zatoki Perskiej oburzenie wywołało kupczenie religią" - wskazuje Zagner. I zwraca uwagę na fakt, że za kontraktami w Arabii Saudyjskiej stoją gigantyczne pieniądze.
Jednak chęć zysku mogła przyćmić istotę sprawy. "Jeśli Holendrzy sądzą, że wymówienie szahady jest zwykłą formułką, która niczego nie zmienia, mogą się bardzo pomylić. Według Koranu muzułmanin (żeby nim zostać, wystarczy wypowiedzieć szahadę) za zmianę religii może zostać ukarany śmiercią" - przypomina Zagner.