"Seksualizująca edukacja przedwcześnie rozbudza u młodych ludzi zainteresowanie seksem, a jednocześnie dostarcza technicznych informacji ułatwiających uprawianie +bezpiecznego+ seksu" - czytamy w uzasadnieniu projektu. Co ciekawe, to właśnie edukatorzy seksualni spopularyzowali słowo "seksualizacja". - Teraz w pewnym sensie zostało ono zmanipulowane - mówi w TOK FM Anna Grzywacz, edukatorka seksualna z Grupy Ponton.
Inicjatorzy zbierania podpisów chcą, by do art. 200b Kodeksu karnego (mówiącego: kto publicznie propaguje lub pochwala zachowania o charakterze pedofilskim, podlega grzywnie, karze ograniczenia wolności albo pozbawienia wolności do lat 2", dodano zapis: "Tej samej karze podlega, kto publicznie propaguje lub pochwala podejmowanie przez małoletnich poniżej lat 15 zachowań seksualnych lub dostarcza im środków ułatwiających podejmowanie takich zachowań".
- Proponowany zapis posługuje się pojęciami nie do końca jasnymi - zwraca uwagę karnista, dr Piotr Kładoczny. - To kolejny przepis, który ma na celu zahamowanie pewnego rodzaju zjawisk społecznych przepisami karnymi. To się nie udaje - komentował prawnik, podkreślając, że interpretacja takiego przepisu może iść bardzo szeroko.
- To brak szkolnej, rzetelnej edukacji seksualnej (bo rodzice często wstydzą rozmawiać na te tematy), powoduje, że młodzież jest pozostawiona sama sobie. Sięga po to, co ma pod ręką, czyli po komputer, internet. Może ściągnąć film pornograficzny, a tam prezentowany jest model łatwego życia, nie ma mowy o konsekwencjach współżycia bez zabezpieczenia, nie ma mowy o emocjonalnym kontekście. Alarmowaliśmy i zwracaliśmy na to uwagę Ministerstwu Edukacji, żeby zająć się sprawą edukacji seksualnej na poważnie - mówiła edukatorka.
Ekspertka przytaczała także krytykowane przez twórców i zwolenników inicjatywy standardy WHO. Jak mówiła, standardy te podkreślają znaczenie odpowiedzialności w życiu seksualnym, a także ważny udział rodziców w edukacji seksualnej dzieci.