Co prokuratura spartaczyła podczas interwencji w tygodniku "Wprost"? 7 grzechów głównych według ministerstwa

Po informacji, którą w piątek opinii publicznej przedstawił minister sprawiedliwości - Marek Biernacki, nie ma już wątpliwości: akcja prokuratury w siedzibie tygodnika "Wprost" może i nie była bezprawna, ale z całą pewnością została spartaczona. Potwierdza to sam Biernacki, przyrównując te działania do "akcji straży miejskiej" i dodając, że stanowisko resortu wobec akcji jest "bardzo krytyczne". W informacji, którą przedstawiono również premierowi, wymieniono cały katalog naruszeń, niedociągnięć i złych praktyk, które stały się udziałem prokuratorów.

Gdybyśmy chcieli jedynie krótko podsumować konferencję szefa resortu sprawiedliwości odnoszącą się do wydarzeń, które miały miejsce w środową noc w redakcji tygodnika "Wprost" - wystarczyłoby jedno zdanie. To, w którym minister mówił, że "dobrze się stało, że red. Latkowski nie wydał ani nie dał sobie wyrwać laptopa". Fachowy katalog uchybień jest jednak dłuższy.

Zobacz wideo

Oto główne grzechy prokuratury podczas interwencji w tygodniku "Wprost":

1) ingerowanie w porządek prawny gwarantowany Konstytucją - chodzi o "gwarantowaną wolność wypowiedzi", która mogła być pogwałcona w związku z interwencją dotyczącą domniemanego czynu bezprawnego, który zagrożony jest jedynie karą dwóch lat pozbawienia wolności.

2) brak poinformowania redakcji o zamiarze zajęcia rzeczy i ustalenia terminu oraz sposobu dobrowolnego ich oddania - według ministerstwa prokuratura w pierwszej kolejności powinna skupić się na komunikacji z redakcją, aby przekazanie nastąpiło bez zakłóceń. "Osoba, do której skierowane jest żądanie (...) nie ma prawa do stawiania warunków jego przekazania, jednak należy poszukiwać jej aprobaty (...)" - czytamy w informacji resortu sprawiedliwości.

3) obowiązek nieutrudniania publikacji medialnych o szczególnym znaczeniu - interwencję prokuratury w tygodniku "Wprost", w dniu, w którym nowy numer pisma miał być wysłany do drukarni, można uznać za działanie utrudniające. "Można mieć zasadne wątpliwości, czy w konkretnych okolicznościach ewentualne zajęcie komputerów nie byłoby nadmiernie uciążliwe dla redakcji podczas prac nad kolejną publikacją i w związku z tym nie byłoby nieproporcjonalnie dolegliwe. Europejski Trybunał Praw Człowieka opowiada się bowiem za stanowiskiem, że prawo społeczeństwa do wolności słowa i do informacji może mieć pierwszeństwo przed interesem wymiaru sprawiedliwości" - zauważa w piśmie Ministerstwo Sprawiedliwości.

4) decyzja o odebraniu laptopa siłą - według ministerstwa było to "niestosowne", gdyż śledczy nie mieli do czynienia z "sytuacją pilną". Według ekspertów resortu należało wystąpić o dobrowolne wydanie nośników w terminie późniejszym i/lub wystąpić o karę porządkową, dla dziennikarza, który nie chciał wydać dowodów.

5) brak koordynacji działań wszystkich służb uczestniczących w zdarzeniu, tj.: prokuratury, policji i ABW

6) brak odpowiedniej współpracy z sądem - jak poinformował minister Biernacki: "Żaden sąd nie był w gotowości. Teczka trafiłaby do kancelarii tajnej". Zostałaby w niej zapewne aż do poniedziałku. W środę akcja przeprowadzana była bowiem nocą, w czwartek obchodzono Boże Ciało, a piątek sądy odpracowywały już wcześniej, więc miały wolne. W związku z tym mogła pojawić się obawa złamania tajemnicy dziennikarskiej.

7) próba utworzenia przez śledczych kopii binarnej - działanie to w ocenie ministerstwa mogło naruszyć art. 225, paragraf 1 Kodeksu postępowania karnego, który mówi o postępowaniu w przypadku materiałów o charakterze tajnym. Materiały bowiem powinny zostać zabezpieczone, a nie kopiowane.

Pełna informacja Ministerstwa Sprawiedliwości ws. akcji w tygodniku "Wprost"

Chcesz na bieżąco dowiadywać się o najnowszych wydarzeniach? Ściągnij naszą aplikację Gazeta.pl LIVE na Androida | Windows Phone | iOS

Więcej o: