- Nie było potrzeby doprowadzenia do mojej dymisji - mówił Rostowski. Jeszcze przed nagraniem rozmowy opublikowanej przez "Wprost" miał on powiedzieć premierowi, że chce odejść podczas rekonstrukcji rządu. Nie wie jednak, czy o jego decyzji wiedzieli Belka i Sienkiewicz.
- Jedyne naciski ze strony premiera były, abym został. Ja chciałem odejść, bo przyszedł moment na rekonstrukcję i nową energię dla rządu - tłumaczył i dodał, że "tacy ludzie nie mogą doprowadzić do jego odejścia".
- Żyłem w przeświadczeniu, że z prezesem Belką miałem świetne stosunki - stwierdził z żalem. Przypomniał, że podczas posiedzenia Rady Ministrów Tusk mówił "ciepłe słowa" o wszystkich odchodzących ministrach, a do opisania Rostowskiego użył słów Belki.
Mimo zapewnień o wzajemnej sympatii, Rostowski powiedział, że być może potrzebny jest zapis konstytucyjny, który zapewni niezależność rządu od NBP. - Zawsze zakładano, że rządy będą wywierały presje na banki centralne, a nikomu nie wpadło do głowy, że może powstać sytuacja odwrotna - dodał.
- Nie było żadnej możliwości, aby użyć zapisów tego rodzaju dla wspierania ambicji politycznych rządu - mówił o ewentualnym zakupie papierów wartościowych przez NBP. - Gdyby była próba używania takich zapisów do finansowania deficytu, to ja bym na pewno się temu przeciwstawił. Nie byłbym jedyny, europejski bank centralny zapewne też by się nie zgodził - tłumaczył Rostowski.
Były minister finansów przypomniał, że Sienkiewicz zapowiedział, że zamierza złapać sprawców tego "skandalicznego podsłuchiwania czołowych polityków partii rządzącej" i odejdzie z polityki. - Pan minister Sienkiewicz bardzo mi zaimponował - zapewnił.
Chcesz na bieżąco dowiadywać się o najnowszych wydarzeniach? Ściągnij naszą aplikację Gazeta.pl LIVE na Androida | Windows Phone | iOS