Marek Sawicki zwrócił uwagę na to, że ujawnione przez "Wprost" nagrania są fragmentaryczne, wyrwane z kontekstu.
- Kwestia jest o tyle niepokojąca, że pojawiają się sygnały jakichś układów między szefem NBP i szefem służb. Ale sam byłem ofiarą podobnych gier. Nagrywano w styczniu, ujawniono w lipcu i okazało się, że to wszystko nie jest funta kłaków warte.
Najistotniejsze według Sawickiego jest "ustalenie, czy to jest wojna służb, czy też gra zewnętrzna". - Nie zapominajmy, co się dzieje na wschodzie, nie zapominajmy o polskim wkładzie w projekt pakietu energetycznego. Ta rozmowa może być fragmentem większej układanki. Dobrze by było, gdyby premier się o tym wypowiedział - przestrzegał Sawicki.
Adam Hofman z kolei twierdził, że to, kto nagrywał, jest "kwestią trzeciorzędną".
Wszystko, co do tej pory wiadomo o taśmach "Wprost" [PODSUMOWANIE] >>>
- Ważniejsze jest to, że tak jak w czasie afery Rywina grupa trzymająca władzę wysłała Rywina do Michnika, tak teraz grupa trzymająca władzę wysłała Sienkiewicza do Belki, żeby zrobić deal. Chodziło o to, żeby za publiczne pieniądze pomóc jednej partii wygrać wybory. Tam jest jasno powiedziane: "jak nam nie pomożecie, to PiS wygra wybory, bo będzie zła sytuacja gospodarcza" - podkreślał Hofman.
- Można sobie mówić, że Sienkiewicz coś tam plecie przy kielichu, ale ten deal został zrealizowany. To wykracza poza kompetencje ministra spraw wewnętrznych. Sienkiewicz nie ma nic wspólnego ani z gospodarką, ani z relacjami z NBP i ewidentnie nie załatwiał tam ministerialnych interesów.
Hofman zwrócił uwagę, że stało się to, czego chciał Belka - Rostowski został zdymisjonowany, a ustawa o NBP zmieniona.
- Tego przecież nie mógł wykonać Sienkiewicz, ale wyłącznie premier. Tym razem nie skończy na tym, że w poniedziałek wyjdzie premier i zdymisjonuje sobie ministrów, powie "ja nie mam z tym nic wspólnego". Ta sprawa sięga Donalda Tuska - mówił poseł PiS i dodał, że dwie ujawnione dotąd taśmy "to tylko wierzchołek góry lodowej".
W studiu obecny był też Zbigniew Ziobro. - Na Węgrzech podobne taśmy doprowadziły do upadku rządu postkomunistów. Sądzę, że podobny rozwój wydarzeń nastąpi w Polsce. Gdyby Tusk stosował się do standardów europejskich, to w poniedziałek ogłosiłby dymisję rządu. Za uzasadnienie tej dymisji może służyć jedno zdanie wypowiedziane przez Sienkiewicza, który powiedział, że to państwo praktycznie nie istnieje - przekonywał lider Solidarnej Polski.
Ziobro przekonywał, że nagrania rozmów świadczą o tym, że ich uczestnicy próbowali naruszać prawo karne. Jako przykład podał Sławomira Nowaka, który starał się zablokować kontrolę finansów swojej żony.
Zasugerował też, że mogło dojść do przekroczenia kompetencji prezesa NBP, który z założenia ma być apolityczny. - Krótko mówiąc: bagno, a nie rząd - podsumował.
Marek Siwiec nazwał rozmowę Sienkiewicza z Belką "absolutnym kuriozum". - Nie chodzi nawet o takie łamanie prawa jak przy aferze hazardowej, tutaj wchodzi się w prawo konstytucyjne. Do zmiany ustawy jest określony tryb, a tu prezes NBP po prostu domaga się zmiany ustawy. Mógł prosić o to publicznie, apelować - do tego ma prawo. Ale zamiast tego załatwił to w knajpie - mówił Siwiec.
Polityk dodał, że w tym roku NBP nic nie wpłacił do kasy państwa. - NBP miał ok. 4 mld zysku i oświadczył, że nic nie da. Więc nie wiem, jak ta rozmowa przełożyła się na ratowanie finansów państwa - skwitował.
Siwiec zastanawiał się także nad dalszymi losami PO. - Jeśli to premier wysłał Sienkiewicza, to jest to powód do dymisji. Tylko czy Platforma, która została wytresowana w taki sposób, że jest jeden facet, który dowodzi tym towarzystwem, czy jest w stanie wygenerować alternatywne rozwiązanie? - pytał.
- Niech premier powie, jak było. Jeśli stwierdzi, że to nie on wysłał Sienkiewicza, to będzie jeszcze o tym musiał przekonać parę milionów Polaków - mówił Siwiec.
Samą Platformę reprezentowała u Olejnik Julia Pitera. Posłankę zdziwiło, że Sienkiewicz rozmawiał z Belką w restauracji. - Dobrą zasadą jest, żeby do restauracji chodzić w celach towarzyskich, natomiast w celach politycznych spotykać się w gabinecie. Każdy wyższy funkcjonariusz publiczny ma cyklicznie kontrolowany gabinet pod kątem podsłuchów - powiedziała.
- Cel osób, które wypuściły to nagranie, został osiągnięty: będą analizowane poszczególne zdania w sytuacji, gdy nawet nie wiadomo, gdzie są oryginały. Nawet nie wiemy, czy to, co czytamy, jest pełną rozmową, czy [są to - red.] fragmenty. Interesujące jest dla mnie, czemu te taśmy zostały ujawnione już po wyborach - zastanawiała się Pitera.
- Chcę przypomnieć, że jest prowadzona reforma BOR-u i służb, bardzo głęboka. Z pewnością nie wszyscy funkcjonariusze są z niej zadowoleni. Dlatego byłabym ostrożna z komentarzami i zaczekała do wystąpienia premiera - zaznaczyła Pitera.
Chcesz na bieżąco dowiadywać się o najnowszych wydarzeniach? Ściągnij naszą aplikację Gazeta.pl LIVE na Androida | Windows Phone | iOS