Mimo rozpoczęcia mundialu w Brazylii protesty w niektórych miastach, choć mniej intensywne, wciąż trwają. Artur Domosławski na blogu w serwisie "Polityki" pisze o atmosferze pierwszego dnia mistrzostw.
"W Sao Paulo starcia policji z demonstrantami, niedaleko stadionu. Rannych jest czwórka reporterów: dwóch z CNN, ktoś z Argentyny i z Brazylii. Osobliwość: telewizja 'Globo' nie podaje, ilu jest rannych nie-reporterów" - czytamy.
Strajki w Brazylii: Faraoniczne wydatki na stadiony. Ludzie są wściekli >>>
Protesty trwają też w Rio de Janeiro. Domosławski opisuje brutalne reakcje policjantów na pokojowy marsz idący ulicami miasta. "Policjanci wyciągają z większej grupy pojedyncze osoby i siłą prowadzą do suk. Szarpiących się biją, a towarzyszom zatrzymanych, którzy próbują coś tłumaczyć, psikają w twarz jakimiś świństwami" - opisuje dziennikarz "Polityki".
"Jest to szokujące dlatego, że zatrzymani to niegroźni ludzie, nie zamaskowani zadymiarze, zwyczajni demonstranci, którzy mają krytyczne zdanie o mundialu i rządzie. Dilma, prezydentka znaczy, zapowiedziała zero tolerancji dla wandali, ale zapewniała, że wolno będzie pokojowo demonstrować. Widać nie wolno" - zauważa.
Domosławski cytuje reportera z grupy Ninja, alternatywnej organizacji powstałej po ubiegłorocznych antyrządowych protestach. Jego zdaniem od policji brazylijskiej nie należy spodziewać się pobłażliwości. "W trakcie manifestacji autochtonów w Brasilii jakieś dwa tygodnie temu policja biła metodycznie, nie zważając, kogo bije. A w tej akurat manifestacji brały udział głównie kobiety, także starsze, z dziećmi na rękach. To był sygnał od rządu, jak uważa Felipe, że kto tylko wychyli się w czasie mundialu, dostanie porządną fangę. Nie będzie taryfy ulgowej dla nikogo" - zaznacza dziennikarz.
Podobnie było wczoraj. Policjanci brutalnie rozprawiali się z demonstrantami. "Kilku z nich udało się jednak na chwilę powiesić na łukach nad ulicą hasło, że chcą pieniędzy na edukację, służbę zdrowia i kulturę. Teraz już cała Brazylia i świat widzą czarno na białym, za co należało im dołożyć" - czytamy.
Domosławski przytacza słowa Rubema Cesara, działacza społecznego i intelektualisty, który miał ironizować, że "wraz z pierwszym gwizdkiem skończą się protesty i Brazylia będzie przyklejona do telewizorów". "Protesty trwają, ale Rubem Cesar i tak raczej miał rację: na Copacabanę prócz turystów przyszła Brazylia zafiksowana na punkcie futbolu" - kwituje dziennikarz.
Cały wpis z relacją z Brazylii przeczytasz na blogu Domosławskiego w serwisie "Polityki" >>>