- Nie idę na salę sejmową bronić swojego immunitetu, ponieważ nie mam najmniejszych wątpliwości, że ten immunitet będzie mi uchylony - mówił we wtorek przed tajnym posiedzeniem Sejmu Mariusz Kamiński, były szef CBA. Jednak jego immunitet nie został uchylony, co zaskoczyło kierownictwa partii, dziennikarzy i samego zainteresowanego. Jak do tego doszło?
Zaraz po wyjściu z tajnego posiedzenia część parlamentarzystów (m.in. Przemysław Wipler z KNP, Artur Dębski z TR, Julia Pitera z PO, sama nieobecna na głosowaniu) przekonywała, że poruszyło ich wystąpienie Kamińskiego, który mówić miał o nieprawidłowościach wokół majątku Aleksandra i Jolanty Kwaśniewskich . - To przemówienie wstrząsnęło mną tak bardzo, że chcę o tym powiedzieć. Jeśli chcą mnie ścigać, to niech to robią - mówił Zbigniew Girzyński z PiS, nie zważając na zamknięty charakter obrad.
Wielu posłów wskazywało, że wniosek prokuratury, nad którym głosowano, był utajniony. Poseł sprawozdawca przedstawił tylko suche paragrafy z oskarżenia Kamińskiego, reszta informacji dostępna była w kancelarii tajnej Sejmu. Zapoznało się z nimi... dziewięciu posłów. Wszyscy z komisji regulaminowej, która wcześniej pracowała nad tymi dokumentami. - Spoza grupy, która była do tego zmuszona, żaden z posłów nie znał zarzutów wobec Kamińskiego. Z mównicy usłyszał wyłącznie oskarżenie Kwaśniewskich od człowieka, który zrąbał to śledztwo - mówił w Poranku Radia TOK FM Paweł Wroński z "Gazety Wyborczej".
- Przeciętny obywatel, ten zainteresowany, bo większość na to wszystko nie zwraca uwagi, będzie miał wrażenie, że posłowie uczestniczą w czymś, czego nie rozumieją jako procedury - komentował w Poranku Radia TOK FM prof. Radosław Markowski, socjolog z SWPS i PAN. - Aktywny obywatel powinien posłów za to rozliczyć - przekonywał.
Antoni Mężydło z PO bronił się jednak w "Gazecie Wyborczej" wskazując, że "gdyby każdy poseł musiał czytać wszystkie dokumenty, to nie starczyłoby mu czasu na pracę w komisjach". - Posłowie z różnych klubów mówili, że nie rozumieli, nad czym głosują. Taka jest prawda - przyznał jednak w Poranku Radia TOK FM Grzegorz Schetyna .
Na wynik głosowania wpływ miały też absencje posłów, nawet z kierownictwa partii. Nieobecny był Donald Tusk. "Gazeta Wyborcza" dotarła do pracownika kancelarii premiera, wedle którego szef rządu wybierał się do Sejmu, ale po jednej z konferencji prasowych miał dostać sygnał, że głosowanie się skończyło. Gdy okazało się, że jest inaczej, "Tusk był wściekły" - czytamy. - Wdzięczył się do dziennikarzy na konferencji prasowej i pokazywał, jak wujcio Donald będzie ganiał pijanych, złych kierowców, zamiast pójść na głosowanie - nie krył krytycyzmu Wroński.
Jednak Tusk nie był jedyny. Na sali brakowało choćby Janusza Palikota, który jest na wakacjach i ministra Kosiniak-Kamysza. - Nie interesowałem się tym głosowaniem. PO powinna mieć pretensje do siebie - tłumaczył w TVP Info . Janusz Piechociński na sali był, ale... nie głosował.
W klubach zaczęły się rozliczenia. Mówi się o dymisji Rafała Grupińskiego, szefa klubu parlamentarnego PO, w którym siedmiu posłów głosowało przeciw uchyleniu immunitetu. - Grupiński kompletnie nie nadaje się na szefa klubu PO. Jest traktowany jako człowiek Schetyny, który utracił wpływy i dlatego nie uznaje się go za groźnego - przyznał Wroński.
Przeciw głosował nawet wiceminister sprawiedliwości Jerzy Kozdroń. - Wziąć tego człowieka stamtąd! Nie wie, za czym głosował? - oburzał się Wroński. - A przewodnicząca sejmowej komisji sprawiedliwości pani Prządka z SLD? Też nie wie? To co ona robi jako przewodnicząca? - dziwiła się Paradowska. - Matko Boska, kto ich tam wpuścił? - grzmiał Wroński.
A ponieważ wpuściło ich w pewnej mierze kierownictwo klubu, teraz posłowie się przed nim tłumaczą. - Jakiś poseł SLD wyjaśniał, że co będą bronić Kwaśniewskiego, skoro on poparł Palikota. Więc na złość nie uchylili immunitetu Kamińskiemu - mówiła w Poranku Radia TOK FM Janina Paradowska. - Cudowny sposób uprawiania polityki. Zmysł polityczny wielkiej rangi - komentowała.
- Próbowałbym to interpretować jako tchórzostwo Kamińskiego - mówił prof. Markowski. - Tchórzostwem jest, że wykorzystał okazję, by pomówić Kwaśniewskich? - zdziwiła się prowadząca audycję. - Cała ta formacja jedzie na pomówieniach. To była znakomita okazja do konfiguracji, w której Kamiński nie zeznaje przed sądem, dostaje ambonę i nie ma żadnych konsekwencji. Z jednej strony wiemy, że wyrok w tej sprawie zapadł, z drugiej polityk idzie w zaparte. Jemu nie starczyło odwagi, żeby wyjść i udowodnić swoje racje przed sądem. Zrobił więc fantastyczny, sprytny unik, wykorzystując to politycznie - zauważył socjolog.
- Wykorzystując głupotę wysokiej izby, a przynajmniej znacznej jej części - skwitowała Paradowska.