Producent "Hell's Kitchen": Uczestnicy nie bali się Amaro? Nie mieliśmy na to żadnego wpływu

Finał pierwszej polskiej edycji "Hell's Kitchen" oglądały wczoraj w Polsacie 2 miliony widzów. Wygrał Łukasz Kawaller. Jak zapowiada Jan Kępiński, producent show, na pewno będzie druga edycja "Piekielnej kuchni". Mówi on też nam, jak dopasowano amerykański format do polskich realiów i czemu uczestnicy nie bali się Wojciecha Modesta Amaro.

Jan Kępiński, producent i reżyser telewizyjny, ma na koncie m.in. "Milionerów", "Szymon Majewski Show" (pierwsze 5 serii), "Big Brothera" (3 pierwsze edycje) oraz polsatowskie "Must be the music" i "Got to dance". Urodził się w Holandii (jego mama jest Holenderką, a ojciec Polakiem), ale skończył łódzką Filmówkę i to właśnie w Polsce produkuje.

Kępiński jest także reżyserem i producentem polskiej edycji "Hell's Kitchen" w Polsacie. Na potrzeby produkcji wybudowano prawdziwą kuchnię i restaurację oraz dom, w którym zamieszkali uczestnicy. Przy programie pracowało około 200 osób niemal 24 godziny na dobę przez 7 dni w tygodniu. Zapytaliśmy Jana Kępińskiego, co różniło Wojciecha Amaro od Gordona Ramsaya oraz czy taki był zamysł, że uczestnicy nie boją się szefa "Piekielnej kuchni".

Angelika Swoboda, Gazeta.pl: - Jak wyglądało dopasowanie amerykańskiego formatu do polskich realiów?

- Wiele zasad panujących w programie wyznacza tzw. biblia, w której opisane są nawet najdrobniejsze szczegóły danej produkcji. Nie mogę zdradzać tajników produkcji. Ale powiem, że sposób zachowania prowadzącego jest tym, co cechuje tylko jego.

Jak pana zdaniem wypadł w tej roli Wojciech Modest Amaro?

- Według mnie Wojtek jest łagodniejszy i o wiele mniej krzyczy w porównaniu z Gordonem Ramsayem. Nie zapominajmy też o tym, że Wojtek uczy uczestników tradycyjnej i zapomnianej trochę polskiej kuchni. Mimo tych różnic Wojtkowi i Gordonowi przyświeca ten sam cel - nauka gotowania na najwyższym poziomie. Obu panów łączy też to, że szlifowali swój kulinarny warsztat w Anglii, więc przeszli bardzo podobną szkołę. Poza tym standardy pracy w najlepszych restauracjach na świecie można porównać do służby wojskowej, w trakcie której generał zawsze krzyczy i jest bardzo surowy względem żołnierzy. Podobnie jest w "Piekielnej Kuchni". "Hell's Kitchen" jest jak Legia Cudzoziemska.

Uczestnicy nie bali się Amaro. Taki był zamysł?

- Wojtek jest szefem, bossem i to on decyduje, kto i co ma robić. Uczestnicy powinni czuć do niego respekt, ale na to, czy boją się go, czy też nie, nie mieliśmy żadnego wpływu. Pamiętajmy, że Amaro rządził twardą ręką, ale dla dobra uczestników, aby się czegoś nauczyli. Nie zabraniał jednak bycia kreatywnym. Dawał im wskazówki, ale tylko od uczestników zależało, jak wykorzystają wiedzę, którą Wojtek się z nimi dzielił.

Tymczasem wielu oczekiwało, że Wojciech Modest Amaro będzie polskim Gordonem Ramsayem...

- Wojciech Modest Amaro od początku do końca był, jest i będzie wyłącznie sobą. Amaro pracuje w zawodzie od ponad 20 lat i nie musi się wzorować na innych szefach kuchni. Wojtek przeszedł wszystkie szczeble kariery i udało mu się dotrzeć na szczyt. Doskonale zna więc realia pracy w kuchni. W Atelier Amaro pracuje z ludźmi, których zna od wielu lat i na których też czasem musi krzyknąć.

W "Hell's Kitchen" miał jeszcze trudniejsze zadanie, bo zaczął uczyć sztuki kulinarnej 14 osób, których w ogóle nie znał i których dotąd nie widział. Takiemu wyzwaniu mogą podołać tylko prawdziwi fachowcy. I tutaj znowu wrócę do Legii Cudzoziemskiej. Wojtek jest niczym generał, który szkolił i testował uczestników, sprawdzał, który jest najlepszy i kto ma szansę, żeby zostać sierżantem, następnie oficerem, a w przyszłości generałem. Poza tym Wojtek Amaro ma podobny styl pracy jak Gordon Ramsay i wielu innych najlepszych szefów kuchni na świecie. Wszyscy osiągnęli wielki sukces, idąc tą samą drogą - poprzez ciężką pracę. I tego tak naprawdę Wojtek uczy uczestników "Piekielnej kuchni" - wytrwałości, pokory, pracowitości i kreatywności.

Niektórzy zarzucali Wojciechowi Modestowi Amaro mobbing.

- "Hell's Kitchen" jest bardzo mocnym i ostrym treningiem sztuki kulinarnej, ale o mobbingu nie ma tu mowy. Wszyscy uczestnicy mieli świadomość, do jakiego programu się zgłosili. Poza tym każdy mógł zrezygnować z udziału w "Hell's Kitchen" w dowolnym momencie. Nikt tego jednak nie zrobił.

Ilu chętnych zgłosiło się do programu?

- Ponad 1000 osób. To dowód, że Polacy chcą uczyć się gotować i chcą to robić od najlepszych, a w Polsce nie ma lepszego szefa kuchni niż Wojciech Modest Amaro.

A może przyciągnęła ich chęć zarobienia w show dużych pieniędzy?

- Uczestnicy "Hell's Kitchen" nie dostawali żadnych pieniędzy za udział w programie. Przyszli do "Piekielnej kuchni" z nadzieją na wygraną, czyli 100 tysięcy złotych i pracę w najlepszej restauracji w Polsce - Atelier Amaro. Praca u boku zdobywcy jedynej gwiazdki Michelin w Polsce daje ogromne możliwości rozwoju, ale także otwiera drzwi do kariery nie tylko w Polsce, ale także poza jej granicami.

I wzbudza spore emocje...

- Rzeczywiście, między uczestnikami było wiele sporów. Ale nie ma się czemu dziwić. Czternaście zupełnie obcych sobie osób musiało spędzić ze sobą 10 tygodni w całkowitym odizolowaniu od świata. Nie mieli telefonów, telewizji, radia, komputera, nie mogli kontaktować się z bliskimi. W tak trudnych warunkach emocje bardzo często biorą górę, przez co dochodzi do konfliktów. Jeśli chodzi o szefa Wojciecha Modesta Amaro, uczestnicy czuli do niego wielki respekt. Dla wielu z nich Amaro jest niedoścignionym wzorem i mistrzem, i praca u jego boku jest nagrodą samą w sobie. Ten program można porównać do selekcji naturalnej. Przetrwać mogą tylko najlepsi i najbardziej wytrwali.

Proszę nam powiedzieć jako pierwszym - będzie druga edycja "Hell's Kitchen"?

- Tak, we wrześniu. Każdy, kto chciałby spróbować swoich sił, może wysłać swoje zgłoszenie na adres: zgloszenia@hellskitchen.com.pl lub przyjechać na casting otwarty do Warszawy 16 lub 20 czerwca 2014 roku (ul. Racjonalizacji 5). Więcej szczegółów można znaleźć na naszym profilu na Facebooku.

Więcej o: