Blisko 1,77 mln ludzi obejrzało już w internecie słynne wystąpienie Jacka Braciaka na temat OFE. Aktor, nie przebierając w słowach, wyjaśnia, co myśli o rządowych pomysłach dotyczących emerytur. Nagranie pojawiło się w internecie za sprawą przyjaciela Jacka Braciaka. Ze względu na zamieszanie, jakie wywołało nagranie, relacje między panami - jak mówi aktor - się zmieniły.
- Film został upubliczniony bez mojej zgody. Nie zostałem przez nikogo opłacony czy zainspirowany. Własna wyobraźnia i potrzeba nakazały mi powiedzieć to, co powiedziałem. Nie miał z tym nic wspólnego żaden bank ani fundusz emerytalny, ani ZUS, ani właściciele żółtych radarów, ani działkowcy - zapewniał aktor w "Poranku Radia TOK FM".
Braciak przyznał, że "chwilowa popularność", jakiej dostarczył mu filmik, jest mu potrzebna jak dziura w moście. Tym bardziej że sprawa ma poważne konsekwencje. - To brak kontynuacji pewnych rzeczy zawodowych.
Ale jak zauważył, jeśli nagranie spowoduje, że "więcej osób pójdzie na wybory, wypełni deklaracje w sprawie OFE czy nie będzie przekraczać prędkości, to super".
Aktor nie ma zamiaru tłumaczyć się z mocnych słów, jakie padają w nagraniu. Jego zdaniem ich użycie było jak najbardziej usprawiedliwione. - Nie podjąłbym się przeprowadzenia publicznej analizy ZUS-u i OFE. Nie jestem ekonomistą. Rację ma więc pan, który gdzieś napisał: "Braciak, jesteś kretynem ekonomicznym". Ale to, co zostało nagrane, było wypowiedzią prywatną. I jak każda tego typu wypowiedź była ona nacechowana subiektywnością i pewnego rodzaju radykalizmem.
Jak wyjaśnił Jacek Braciak, emocjonalnych wypowiedzi prawdopodobnie by nie było, gdyby nie wystąpienia przedstawicieli rządu przy okazji zmian w OFE. - Najbardziej mnie zirytowało to, że ktoś z rządu mówi: najlepiej gdyby ludzie się o czymś nie dowiedzieli. Chodziło o deklaracje (o pozostaniu w OFE - red.). Na mnie to zadziałało jak płachta na byka.