- "Pamiętnik diabła" zdecydowanie wyróżnia się tematyką i dobrym stylem. Autor lekko i jakby bez wysiłku przeprowadza nas przez całą historię, komplikując wydarzenia w jednych fragmentach, przyspieszając akcję w innych. Nie ma miejsca na nudę. Historia pióra Adriana Bednarka to świetna lektura, która potrafiłaby pochłonąć bez reszty - pisała w recenzji książki udostępnionej przez wydawnictwo autorka bloga "Post Meridiem".
- Zawsze jednak jest jakieś "ale". Tym razem jest to dość poważna kwestia. Chodzi o pracę wykonaną przez zespół wydawniczy, a raczej brak tej pracy - dodaje. Choć opisywane przez nią zarzuty dotyczące szaty graficznej książki czy rodzaju użytej czcionki mogą być uznane za subiektywne, w przypadku błędów ortograficznych zauważonych przez autorkę (a pominiętych przez korektora) ma ona bezapelacyjnie rację.
"Przewarzająca liczba", "sience-fiction", "masarz pleców", "piwo w puszcze", "rozejść się po łokciach", "tak dla od stresowania się" - to tylko niektóre z błędów wyłapane przez blogerkę . - Jeszcze nigdy nie widziałam, żeby wydawnictwo zamiast pomóc autorowi się wybić, tak bardzo podcięło mu skrzydła. Nie wiem, czy to nieuwaga, czy niedbalstwo - pewnie jedno i drugie. Mam świadomość, że pewnie nikt nie sięgnie po książkę opracowaną w tak zły sposób, której cena została bardzo zawyżona - komentuje.
Taka recenzja nie spodobała się jednak wydawnictwu Novae Res, które zażądało usunięcia wpisu. - Zostałam poinformowana, że jeśli nie usunę tekstu, wydawnictwo wyciągnie z tego konsekwencje prawne. Wiem, że raczej nie mają do tego prawa, ale nie chcę się kłócić, bo moim zdaniem nie jest to gra warta świeczki - napisała blogerka. Treści raz opublikowanych w sieci nie da się tak łatwo usunąć. Tak było i w tym przypadku: zarchiwizowany wpis jest nadal dostępny.
Na tym sprawa mogłaby się skończyć, ale pozostaje jeszcze jeden aspekt opisany przez autora bloga "Zombie Samurai" . - Powiem Wam jak ja to widzę. Widzę to tak, że takie praktyki były, są i zapewne jeszcze długo będą istniały na rynku recenzenckim. Różnica polega na tym, że tym razem ktoś złapał wydawnictwo za rękę. Pod wpływem tysięcy komentarzy oburzonych internautów firma w końcu uległa i przeprosiła - ale to przeprosiny na zasadzie "ej, weźcie coś napiszcie temu plebsowi, żeby się nie pluł" - pisze.
- Liczę jednak, że zmieni się myślenie recenzentów i blogerów. Dostałem masę wiadomości od autorek piszących: "miałam podobną sytuację, ale nie odważyłam się postawić - teraz wiem, że się da". A jeśli recenzenci będą się szanować i "stawiać", to może takie praktyki po prostu znikną - zauważa.
Ze swoich działań postanowiło wytłumaczyć się w końcu samo wydawnictwo. - Blogerka wykroczyła poza ramy recenzji, formułując daleko posuniętą krytykę niezwiązaną tylko i wyłącznie z recenzowanym dziełem literackim, budując niezgodne z prawdą wnioski i dlatego została skierowana do niej prośba o usunięcie recenzji wraz ze szczegółowym uzasadnieniem - mówiła w wywiadzie udzielonym portalowi Booknews.pl Dorota Konkel, sekretarz redakcji Novae Res.
- Można krytykować fabułę, wytykać potknięcia i błędy, swobodnie oceniać tekst oraz szatę graficzną i eksponować swoje subiektywne zdanie dotyczące książki. Jednak krytykując w sposób autorytarny na przykład projekt typograficzny, trzeba mieć do tego odpowiednie kompetencje - mówi Konkel.
- Przede wszystkim zaś w mojej ocenie recenzujący powinien ograniczać się do tego, czym jest recenzja, a nie na podstawie swoich spostrzeżeń snuć daleko idące wnioski dotyczące współpracy autora z wydawnictwem czy intencji wydawnictwa względem autora - dodaje.
Takie przedstawienie sprawy nie spodobało się zarówno innym blogerom, jak i internautom. Zgodnie zwracali oni uwagę na to, że autorka bloga nikogo nie obraziła, a sposób, w który wytknęła wydawnictwu błędy, był nader kulturalny.
Dopiero te reakcje sprawiły, że Novae Res zdecydowało się na wydanie oświadczenia. - Chciałbym wyjaśnić, że odnalezienie w książce błędów i wskazanie ich w recenzji nie było powodem skierowania do jej Autorki prośby o usunięcie recenzji. Zastrzeżenia Wydawnictwa wzbudziło sformułowanie Recenzentki dotyczące sugerowania celowego działania Wydawnictwa na szkodę Autora - czytamy piśmie opublikowanym na Facebooku przez dyrektora firmy Krzysztofa Szymańskiego.
Jak dodaje Szymański, wydawnictwo nie negowało samego faktu przeoczenia błędów przez korektę. - Jednakże wyciągnięcie przez Blogerkę na tym przykładzie wniosku, że wydawnictwo, które umożliwiło debiut, swoim działaniem "podcina skrzydła autorowi", sekretarz redakcji uznała za krzywdzące - podkreśla dyrektor.
- Emocjonalne podejście do sprawy spowodowało sformułowanie niefortunnej wypowiedzi na temat podjęcia ewentualnych kroków prawnych, która nie powinna mieć miejsca i za którą pragniemy przeprosić. Naszym zamiarem nie było jednakże - co jest nam obecnie zarzucane - cenzurowanie blogerki za wytknięcie błędów językowych - czytamy.
Chcesz na bieżąco dowiadywać się o najnowszych wydarzeniach? Ściągnij naszą aplikację Gazeta.pl LIVE na Androida | Windows Phone | iOS