Podpisana przez ponad 3 tys. lekarzy i studentów medycyny "Deklaracja wiary" budzi olbrzymie kontrowersje . - Niezwykła rzecz. Duża społeczność formalnie wypowiada lojalność polskiej konstytucji - mówił w Poranku Radia TOK FM Jacek Żakowski.
- Trudno funkcjonować w społeczeństwie, w którym kolejne grupy będą mówiły, że nie interesuje ich prawo stanowione, że decydujące są ich przekonania - ciągnął Żakowski. - Na przykład kierowcy mogą uznać, że lepiej jest jeździć po lewej stronie, a część osób może uważać, że lepiej będzie przechodzić na czerwonym świetle, a stać na zielonym, bo takie mają silne przekonanie, bo takie jest prawo moralne i boskie. Przecież Mojżesz nie przechodził na zielonym świetle przez Morze Czerwone. I ono się nazywało czerwone! - pokpiwał publicysta.
"Deklarację" komentował też prof. Jan Hartman, filozof i bioetyk, członek władz Twojego Ruchu. - Jestem absolutnie zdumiony stopniem religijnej egzaltacji, jaką przejawia ten dokument. Jeszcze czegoś takiego nie mieliśmy - stwierdził. Żakowski zauważył, że zdarzały się już dzienniczki różnych sióstr, gdzie poziom egzaltacji był co najmniej porównywalny. - Ale profesorów medycyny mówiących o tym, że organy płciowe są święte i używać ich mogą osoby wybrane przez Boga, nie mieliśmy - podkreślił Hartman. - Na Jasnej Górze pojawił się nowy nurt w chrześcijaństwie. To erotocentryzm - dodał Żakowski.
Zdaniem Hartmana sygnatariusze "Deklaracji wiary" powinni zrezygnować z pracy, która naraża ich na konflikty sumienia. - Każda z tych osób powinna być wezwana przez pracodawcę do złożenia jednoznacznej deklaracji: czy pan doktor zamierza w pełni respektować prawo RP? Jeśli odpowiedź będzie niejednoznaczna, wymijająca albo po prostu odmowna, taką osobę trzeba zwolnić z pracy. Nie można sobie pozwolić, by pracownicy rzucali wyzwanie polskiemu prawu - przekonywał gość Poranka Radia TOK FM.
I wskazał lekarzom alternatywę: - Jest tylko jedno państwo, gdzie nie ma konfliktu między przekonaniami i dogmatami Kościoła katolickiego a prawem stanowionym. To jest Watykan. Tam powinni poszukać pracy - zaznaczył.
Jednak według Hartmana "Deklaracja" ma też znaczenie polityczne. - Stosunki między Kościołem a znaczną częścią środowiska medycznego są symbiotyczne - tłumaczył etyk. Wskazywał, że polski Kościół ma ogromny wpływ na polskie prawo medyczne i ideologicznie kontroluje całe środowisko.
- Z obopólna korzyścią. Kościół roztacza wokół medycyny aurę retoryki etyczno-teologicznej, dając otulinę, w której ta korporacja zawodowa może się czuć bezpiecznie. To taka polisa, po której podpisaniu można liczyć na ochronę kościelną - tłumaczył Hartman. I dodał, że jednocześnie Kościół korzysta ze znacznie lepszej opieki medycznej. Właśnie dzięki kontaktom z branżowym establishmentem.
Czy zatem lekarze powinni uprzedzać o swoich przekonaniach, na przykład wywieszając tabliczkę przed gabinetem? - Nie, wszyscy powinni stosować prawo, które bardzo dobrze te sprawy reguluje - zaznaczył Hartman. Przyznał jednak, że w praktyce personel i pacjenci znają poglądy lekarzy. - Po prostu trzeba tych lekarzy unikać - skwitował.