33-letni Claudiu Crulic zmarł w styczniu 2008 roku, po czterech miesiącach głodówki prowadzonej w krakowskim areszcie. Był podejrzewany o kradzież pieniędzy z konta oraz dokumentów sędziego Sądu Najwyższego. Głodówka była protestem przeciwko zatrzymaniu, bo mężczyzna uważał, że jest niewinny.
Sąd w Krakowie uznał dziś, że dwoje z trojga oskarżonych nie zapobiegło śmierci mężczyzny. Usłyszeli wyrok
ośmiu miesięcy więzienia w zawieszeniu.
Decyzja sądu nie jest zaskoczeniem dla prawnika dr. Teodora Bulendy z Katedry Kryminologii i Polityki Kryminalnej Uniwersytetu Warszawskiego. Jak przyznał, spodziewał się wyroku w zawieszeniu.
- Dziwię się, że wyrok zapadł po tak długim czasie. Przecież postępowanie wobec lekarzy rozpoczęto w 2009 roku. Dziwię się też, że postępowanie skoncentrowało się na lekarzach, a przecież obowiązek interesowania się osadzonym mają wszyscy pracownicy aresztu. Na przykład wychowawca widzi osadzonego praktycznie każdego dnia, więc powinien od razu informować przełożonych o niepokojących sygnałach. Interweniować powinni też inni - np. dyrektor więzienia, sędzia penitencjarny... To zdumiewające, że ten człowiek protestował przez tyle miesięcy! Ci, którzy popełnili błąd, nie zareagowali wiedzą, że popełnili błąd.
Po dzisiejszym wyroku nie ma żadnych przeszkód, by rodzina Claudiu Crulica domagała się odszkodowania za śmierć mężczyzny. Według gościa "Popołudnia Radia TOK FM" trudno wyobrazić sobie, by rodzina Rumuna nie skorzystała z tej możliwości.
Tym bardziej że do dziś sprawa budzi bardzo wiele wątpliwości. Choć mężczyzna od początku przekonywał, że nie mógł dokonać kradzieży - bo w tym czasie był w drodze do Włoch. Jechał rejsowym autobusem jednego z krakowskich biur podróży. Ale śledczy nie zweryfikowali tej informacji...
- Jeśli był tak jednoznaczny dowód, to nie rozumiem, dlaczego nie został uwzględniony. Nieprawidłowości w tej sprawie było sporo, a najgorsze, że w efekcie nie żyje człowiek - mówił dr Bulenda.