"W tych wyborach logika jest inna. Nie jest tak, że jak jedna partia zdobędzie 20 mandatów, a druga - 19, to ta pierwsze będzie zwycięzcą! Otóż nie będzie" - mówi dzisiaj w rozmowie z "Gazetą Wyborczą" prof. Radosław Markowski. Z tą opinią zgadza się prof. Janusz Czapiński, który gościł dzisiaj w Poranku TOK FM.
Psycholog społeczny tłumaczył w rozmowie z Janiną Paradowską: - To, że jedno ugrupowanie zdobędzie o jeden mandat więcej, to trudno mówić o wygranych i przegranych. Bo oni później trafią do frakcji w europarlamencie i to będzie rozstrzygające - podkreślił. - Moc decyzyjna będzie zależała od tego, do jakiej większości któreś z tych ugrupowań trafi.
- Różnica jednego mandatu w tych wyborach nie czyni wielkiej różnicy - zgodził się Adam Szostkiewicz z "Polityki". - Dopiero wybór zasadniczy - do której frakcji wejdzie ewentualny zwycięzca wyborów - robi różnicę. Ale jest też aspekt wewnętrzny tych wyborów: to zaliczka na konto wyborów narodowych.
Zdaniem Szostkiewicza w tym sensie jeden mandat będzie robił różnicę. - To ma znaczenie dodatkowe w sensie wielkich oczekiwań rozbudzonych w elektoracie PiS-owskim. Przecież pierwszy raz mają wygrać. A jeśliby nie wygrali, to wtedy cała ta konstrukcja idzie na śmietnik historii - stwierdził dziennikarz.
- PiS nie angażuje wielkich środków w tej kampanii - zauważył z kolei Paweł Wroński z "Gazety Wyborczej". - Ta kasa jest szykowana na inne przedsięwzięcie - na inną bitwę są gotowane te armaty. Obecna kampania to kampania wizerunkowa prezesa. Cała ta kampania jest przygotowaniem pod kolejne kampanie - podsumował publicysta.