Beata Tyszkiewicz: Ja jestem okropna. I bezczelnie o tym mówię

Czy naprawdę nie lubi Krzysztofa Ibisza? Co myśli o Joannie Moro? I czy granie w serialach jest czymś gorszym? Beata Tyszkiewicz, ikona polskiego kina i jurorka "Tańca z Gwiazdami", w wywiadzie dla Gazeta.pl.

Jej wszystko wypada, nawet przekląć w programie na żywo. Z aktorką i jurorką "Tańca z Gwiazdami" rozmawiamy o show, jego uczestnikach, a także o paleniu i politykach. I o tym, że wystąpi w nowym filmie Jerzego Skolimowskiego, który wejdzie do kin w czerwcu. - Proszę pani, to mała rola - macha niedbale ręką...

Angelika Swoboda, Gazeta.pl: - To prawda, że się pani nie lubi z Iwoną Pawlović?

- Z Iwonką znam się od paru lat, byłyśmy przecież już razem w jury. Wydawać by się mogło, że istnieje między nami żywy konflikt, ale ja się bardzo cieszę, że ona jest. Tak naprawdę jesteśmy dla siebie w tym konflikcie interesów jakimś wsparciem. Ja nie jestem fanatyczką formy tak jak ona, ja cenię treść. Widownia się już przyzwyczaiła, że mamy odrębne zdania i dajemy inne noty. Jak Iwonce zdarzy się postawić czwórkę, to ja zaraz postawię dziesiątkę, żeby wyrównać. Nawet jak nie mam przekonania w stu procentach, to staram się niwelować jej niskie oceny.

Naprawdę?

- Tak. Jestem okropna i bezczelnie o tym mówię. Nie wstydzę się tego. Dla mnie to jest show, a ona się czepia niuansów. Czasem ją uszczypnę, ale o tym nie piszmy...

fot. WZK

To może napiszemy, że pani nie lubi Krzysztofa Ibisza? Podobno nie chciała pani ostatnio, żeby panią całował po rękach.

- Co? Ja chcę, żeby mnie Krzysztof obcałowywał. A poważnie - bardzo go cenię, bo jest niezwykle wymagający wobec innych i wobec siebie. Za wiele lat pracuję, żeby mieć do niego pretensje. Oczywiście jest człowiekiem egocentrycznym, w pewnym sensie, ale tacy się podobają i tacy się utrzymują. Profesjonalista. A że czasem nie słucha, co się do niego mówi... Cóż, każdemu się też to przecież zdarza.

fot. WZK

Pani serce skradł Dawid Kwiatkowski. Ktoś jeszcze?

- Lubię Stefano Terrazzino i cenię Rafała Maseraka, ale tylko Dawid naprawdę skradł moje serce. To objawienie tego programu, taki Piotruś Pan, po prostu samoistne zjawisko! To jest jego czas. Wniósł do programu taką muzykalność, radość. Chciałabym go wygrać na własność, choć nie wiem, co bym z nim potem zrobiła (śmiech). Wiem. Wystawiłabym "Piotrusia Pana" w Teatrze Roma z Dawidem w roli głównej!

Któraś z uczestniczek się pani podobała?

- Klaudia Halejcio. Bardzo żałuję, że odpadła, na szczęście zobaczymy ją w finale.

A Joanna Moro?

- Ona jest taka perfekcyjna. Pracowita, zgrabna, ładna, fotogeniczna, dobra w ruchu, utalentowana... Ma same zalety. I trudno rozróżnić, że nie jest profesjonalną tancerką. A my czasem lubimy kogoś, kto popełnia błędy. Powiem na przekór: pewne niedoskonałości przywiązują nas do jakiejś postaci. Moro może zatańczyć każdy taniec, każdy będzie bardzo dobry i za każdy dostanie dziesiątkę. Szybko stała się zawodową partnerką dla Maseraka. A ja lubię, jak ktoś jest pewną niespodzianką, jak się uczy.

Jak z tymi gwiazdami z show było kiedyś?

- Sporo się ich przewinęło przed moimi oczami. Obserwowałam, jak ktoś, kto ma wielką klasę i pewną nieprzystępność, tak jak na przykład Justyna Steczkowska, nie zdobył publiczności. Mimo że świetnie tańczył. Bo publiczność chce mieć kogoś swojego. Zresztą nigdy finał nie jest sprawiedliwy. Taka jest cecha tego programu. Dobrze, jeśli za gwiazdą coś stoi, na przykład znany serial. Chociażby mieliśmy Julię Kamińską, która grała w "Brzyduli". Zaczęliśmy obrady i od razu zawyrokowałam, że ona wygra. Ludzie się przywiązują do bohaterów seriali.

Moro czy Zając?

- Joanna Moro ma serial, Aneta Zając też.

Serial nie jest więc dla aktora czymś złym, choć wielu tak uważa?

- Z reguły uważają tak ci, którzy nie dostali propozycji. Zresztą... Najpierw było: tylko teatr, a aktorzy kręcili nosem na film. Po czym się zorientowali, że po roli w filmie zyskuje się niesamowitą rozpoznawalność. Film stał się więc czymś dobrym, ale pojawiła się zła telewizja. Be, telewizja - buczeli. Dopóki nie zaistniały seriale, które dają po 7 milionów widzów, a na filmie w kinie było kilkaset tysięcy.

Zgodziłaby się pani zagrać w serialu? "W M jak miłość" na przykład?

- W "Na dobre i na złe", bo ma bardzo ładnie pisane epizody. Zresztą zagrałam w nim kiedyś. Lubię "Na Wspólnej" na przykład. Seriale dają młodym aktorom szanse na zaistnienie. Czy Kasia Cichopek by bez serialu istniała? Teatrem byłoby jej trudno zdobyć ten rodzaj popularności. Zawojowała. Każdy chciał mieć taką córkę, koleżankę.

Zdarza się pani westchnąć i skomentować: Za moich czasów...?

- ? Przecież to są moje czasy. Teraz. A więc za moich czasów spotykamy się wczesnym popołudniem na ten wywiad, a wieczorem finał "Tańca z Gwiazdami". A w ogóle jestem tu w studiu od rana, bo mieliśmy sesję.

Ciężko jest być dzisiaj hrabiną.

- Hrabiną? Niech pani da spokój. Ludziom się nałożyły moje role kostiumowe i do dzisiaj wszyscy widzą we mnie hrabinę. Wachlarz, długa suknia, kuper w tej sukni, dama. Padło na mnie. Ale ja nie czuję się hrabiną, bardzo przepraszam. Co prawda byłam hrabianką, ale tytuły są dziedziczone w linii męskiej, zresztą nie ma ich w ogóle w Polsce. Są osoby np. w Niemczech, które bardzo to kultywują, a ponieważ zostałam przy swoim nazwisku, to ich to myli.

Coś panią denerwuje?

- Bardzo wiele rzeczy. Przede wszystkim brak poszanowania dla takiej bańki ochronnej, która się należy każdemu. Każdego można popchnąć, zakłócić mu ciszę i spokój, na co się nawet nie zwraca uwagi. Ludzie są strasznie głośni. Na szczęście ja tak sobie urządziłam życie, że umiem to minimalizować.

Politycy też panią denerwują?

- Ja się polityką bardzo przejmuję. Wstydzę się za naszych polityków. Nie chcę ich oglądać, nie chcę słuchać, bo czuję ogromny wstyd. Na wybory jednak idę. Zawsze.

Słowo zawsze pasuje mi jeszcze do pani w kontekście papierosa. Zawsze trzyma go pani w dłoni. Nie rzuca pani przypadkiem?

- Mark Twain rzucał 200 razy! Ja palę dopiero od 15 lat... Jestem krnąbrna i muszę mieć ten swój wentyl pewnej niepokorności.

fot. Kapif

Pali pani w samochodzie?

- Palę. Raz mi zapalony papieros wpadł do botka, nikomu nie życzę. Jak pani zaczyna zdejmować, to go pani przyciska do łydki i jest jeszcze gorzej. Nie wiadomo, co zrobić.

Jak sobie pani poradziła?

- Nie palę już w botkach. (śmiech)

Ale podobno za to jeździ pani jak szatan...

- Nieprawda! Jeżdżę powoli, jestem wręcz nudna, przewidująca sytuacje. Rozczarowałam panią? To niech pani napisze, że jeżdżę jak szatan. Może to lepiej zabrzmi? Jeszcze bardziej niepokorna? Albo że tylko tyłem jeżdżę i zawsze 200 na godzinę?

No tak. Słyszałam, że słynie pani z ciętego języka. Nawet zdarzyło się pani przekląć w poprzednim odcinku "Tańca z Gwiazdami".

- Ja cięta? Nic podobnego! To są żarty. Żartuję, żeby wszystkich ożywić. Żeby po prostu lepiej kontaktowali.

Więcej o: