Tempo podróży polityków pokazuje, że mamy finisz kampanii wyborczej. Partyjni liderzy dwoją się i troją, by w ostatnich dniach kampanii zdobyć sympatię wyborców. Janusz Palikot - jak wyliczał w "Poranku Radia TOK FM", odwiedzi dziś Sosnowiec, Rudę Śląską, Katowice, Bielsko-Białą i Wrocław. Jarosław Kaczyński już był w Bydgoszczy, a wpadnie jeszcze do Gdyni.
Na cztery dni przed głosowaniem, Tomasz Sekielski pokusił się już o podsumowanie kampanii. Nikt nie może mieć wątpliwości, że kampanijna aktywność naszych polityków nie porwała dziennikarza TVP. - Proszę mi wybaczyć, nie mogę się rozbudzić. Jestem dziś żwawy jak kampania do europarlamentu - ironizował rozpoczynając "Poranek Radia TOK FM".
Według Sekielskiego, bardzo niski poziom kampanii widać praktycznie na każdym kroku. - Nie mówię, żeby zasypywać miasta ulotkami, a telewizje spotami wyborczymi, ale chodzi o to, żeby powalczyć. A sztabom wyborczym nie chciało się nawet sprawdzić przed kolejnymi wyborami. A przed nami przecież już za chwilę wybory samorządowe, a za rok prezydenckie i parlamentarne. Z góry założono, że PIS i PO będą na czele, a SLD trzecie. I machnięto na wszystko ręką.
- Kampania stała się dramatycznie męcząca dla wyborców. Najbardziej zapamiętana rzecz kampanii to żenujące spoty. Mam wrażenie, że polskie życie polityczne cofnęło się do amatorskich czasów, sprzed 20 lat - wtórował Tomasz Machała.
I jako przykład słabego poziomu kampanii podał... spot kandydata PiS Karola Karskiego. - Rozumiem, że kandydaci mogą chcieć takich spotów. Ale - na Boga - dlaczego dobrze oceniany przez studentów tak robi?
Nastroju szefa portalu Natemat.pl nie poprawi zapewne najnowszy spot Karskiego, w którym kandydat PiS tańczy podrzucając do rytmu pomidora.
Mimo złej oceny kampanii publicyści TOK FM szykują się do głosowania. I namawiają do pójścia na wybory. - W moim najgłębszym przekonaniu głosowanie jest obywatelskim obowiązkiem i świętem - przekonywał Machała.
Mobilizacja jest ważna, bo wszystko wskazuje na to, że eurowybory mogą być wyjątkowe - ze względu na niską frekwencję. W poprzednich, w 2009 roku, głosowało 24,53 proc. wyborców. Ale przypomnijmy, że najniższą frekwencję w wyborach w Polsce (po 1989 roku) zanotowano dziesięć lat temu. Na udział w wyborze pierwszych polskich europosłów zdecydowało się zaledwie co piąty Polak.
Bloger Azrael Kubacki typował w TOK FM, że w dużych miastach frekwencja w niedzielę może wynieść ok. 25 proc. - Ale w małych miejscowościach, jeśli będzie 15 proc., to będzie wszystko.