"Śmieciowy dyskurs, bylejakość dziennikarstwa i walki w kisielu". Czy Olejnik była bezbronna w starciu z Korwin-Mikkem?

- Nie widzę problemu w zapraszaniu Janusza Korwin-Mikkego do rozmów, ale widzę duży niedostatek dziennikarstwa - uważa Jarosław Gugała, a Anna Dryjańska dodaje: Media stają się trybuną dla wygłaszania skandalicznych, nienawistnych i dyskryminujących słów, np. o tym, że kobiety lubią być gwałcone. Nie spotyka się to, niestety, z adekwatną reakcją prowadzących. Publicyści skomentowali dla nas wczorajszą awanturę w "Kropce nad i".

"Gdyby pan się znał na kobietach, to pan by wiedział, że zawsze się troszeczkę gwałci". "Nie ma dowodów na to, że Hitler wiedział o Holokauście. "Gdyby kat powiesił mi ojca, to płaciłbym mu emeryturę" - to tylko kilka cytatów z tyrad, jakie Janusz Korwin-Mikke wygłaszał w "Kropce nad i".

Po programie - oprócz krytyki w kierunku lidera Nowej Prawicy - gorzkie słowa popłynęły też w stronę Moniki Olejnik, która nie poradziła sobie z atakami Korwin-Mikkego. Politycy, dziennikarze i komentatorzy zastanawiali się, czy w mediach powinno się stwarzać miejsce dla wyrażania tak skrajnych poglądów.

"Przedstawiajmy odbiorcom przemyślane wnioski"

O problemie rozmawialiśmy z Jarosławem Gugałą - prowadzącym "Wydarzenia" w Polsacie i programy publicystyczne w Polsat News. Dziennikarz jest zdania, że problemem nie jest to, czy powinno się zapraszać do rozmowy takich gości, tylko w jaki sposób to relacjonować. - Dziennikarstwo jest bezbronne. Poglądy wygłaszane przez różnych kandydatów wymagają komentarza, a obowiązkiem dziennikarzy jest objaśnianie ludziom świata - powiedział i dodał, że dziennikarze nie powinni uciekać przed komentowaniem rzeczywistości.

- To jest zawód zaufania publicznego i po to tę rzeczywistość badamy, żeby przedstawiać naszym odbiorcom przemyślane wnioski. Jeśli tego nie robimy, to różne skrajne i niemądre opinie przedostają się do opinii publicznej, szerzą się i budzą zachwyt w wielu kręgach - stwierdził.

Zadaniem dziennikarzy jest jednak przejście na etap wyższy. - Przeanalizowanie tych wypowiedzi i wytłumaczenie, dlaczego tego rodzaju wypowiedzi są niepokojące. Forma wywiadu na żywo bez późniejszego komentarza jest niewystarczająca - powiedział.

Dziennikarze tracą na wiarygodności

Dziennikarz uważa natomiast, że niezapraszanie np. kandydatów w wyborach jest rodzajem cenzury, z czym Polacy walczyli jeszcze 25 lat temu. Nie znaczy to jednak, że każde zdanie jest równie uprawnione i równie mądre.

- Nie widzę problemu w zapraszaniu Janusza Korwin-Mikkego do rozmów, ale widzę duży niedostatek dziennikarstwa - uważa Gugała.

- Problemami dzisiejszego dziennikarstwa są: bylejakość, podstawianie mikrofonu pod usta bez własnego komentarza i utrata wiarygodności. Tylko 30 proc. Polaków uważa, że jesteśmy godni zaufania, a więc prezentujemy się niewiele lepiej od polityków - podsumował.

Kuszące słupki oglądalności

Sytuację skomentowała też Anna Dryjańska - socjolożka i inicjatorka akcji "Media bez kobiet". - Decyzja, jakich gości zapraszać, należy rzecz jasna do dziennikarzy i dziennikarek, tak samo jak do gości należy decyzja, czy zaakceptować zaproszenie, czy nie. Natomiast bardzo ważne jest przygotowanie merytoryczne i warsztat dziennikarski, dzięki któremu nie pozwoli się gościowi na "porwanie" audycji. Niestety, to w Polsce kuleje. Media stają się trybuną dla wygłaszania skandalicznych, nienawistnych i dyskryminujących słów, np. o tym, że kobiety lubią być gwałcone. Nie spotyka się to, niestety, z adekwatną reakcją prowadzących - stwierdziła.

Zdaniem Dryjańskiej jest to kwestia podstawowych zasad, które obowiązują w dyskursie publicznym. - Jeśli dziennikarze skuszeni słupkami oglądalności i zarobkami dla stacji zapraszają osoby, które do tych zasad się nie stosują, to nie ma się co dziwić, że debata publiczna wygląda tak, jak wygląda. Zapraszanie do studia osób, które są agresywne i plotą, co im ślina na język przyniesie, ma tę zaletę, że wystarczy wpuścić je do studia i program robi się sam, dziennikarze nie muszą się do niego przygotowywać - komentowała.

"W mediach przetrwają najgłośniejsi"

Jak przyznała, od dłuższego czasu obserwuje "organizowanie tzw. rozmów na zasadzie walki w kisielu". Audycja polega na tym, że dwie osoby się przekrzykują i widz nic z tego nie rozumie. - Problemem jest zarówno wygoda dziennikarzy, jak i presja oglądalności ze strony właścicieli stacji. Widzę też deficyty w merytorycznym przygotowaniu dziennikarzy. Zapraszają tzw. kontrowersyjne osoby, ale nie potrafią skonfrontować tego, co mówią, z rzeczywistością, zadać konkretnych pytań, docisnąć. W niektórych programach prowadzący pełnią już wyłącznie funkcję dekoracyjną, są jak paprotki. To zatrważające, bo tym samym media bez przeszkód zalewa dyskurs śmieciowy, w którym nie liczą się fakty, a przetrwają najgłośniejsi - mówiła.

W mediach, które aspirują do miana publicystycznych i informacyjnych, jest coraz większy nacisk na celebrytyzm. Dziennikarze wstydzą się tego, że nie potrafią podać merytorycznego kryterium zapraszania celebrytek i celebrytów.

"Kisiel się mediom opłaca"

Socjolożka wspomniała też o fragmencie rozmowy, którą widziała w jordańskiej telewizji. Podczas programu rozmówcy tak się zdenerwowali, że doszło do bijatyki na wizji. - Myślę, że - niestety - jest tylko kwestią czasu, kiedy i u nas do tego dojdzie. Obawiam się, że panowie, którzy się w ten sposób zachowali, nie tylko nie poniosą kary - nie mówię o karze formalnej, a o sankcjach społecznych - ale będą zapraszani częściej. Zostaną nagrodzeni za dyskutowanie za pomocą pięści - ubolewa.

- Gdy do takiej sytuacji dojdzie w Polsce, będzie dużo rytualnego załamywania rąk i wyrazów oburzenia ze strony tych ludzi mediów, którzy teraz organizują walki w kisielu. Niestety, kisiel się mediom opłaca - dodała na koniec.

O komentarz prosiliśmy też Monikę Olejnik, która stwierdziła jednak, że "nie ma zwyczaju komentowania swoich programów". Na pytanie, czy dobrze czuła się - rozmawiając z osobą, która uważa, że kobiety są głupsze od mężczyzn - odparła, że pytanie jest niestosowne i nie udzieli na nie odpowiedzi.

Chcesz na bieżąco dowiadywać się o najnowszych wydarzeniach? Ściągnij naszą aplikację Gazeta.pl LIVE na Androida | Windows Phone | iOS

Więcej o: