Trudno będzie ukarać kuwejckiego dyplomatę, za więzienie służących. ?Póki ma immunitet, sprawa nie może się toczyć"

Kuwejcki dyplomata więził w Warszawie dwie służące z Filipin. Co ciekawe, to nie pierwszy tego typu przypadek - informuje Fundacja La Strada. Podobna sprawa trzy lata temu dotyczyła dyplomaty z Arabii Saudyjskiej. - Moim zdaniem wiąże się to z poczuciem bezkarności, które jest charakterystyczne dla kultury krajów arabskich - ocenia Irena Dawid-Olczyk z La Strady. Co ciekawe, Kuwejtczyk może uniknąć kary. - Póki będzie miał immunitet, to sprawa nie może się toczyć.

W warszawskiej rezydencji kuwejckiego attaché Nasera al-Eneziego pracowały i mieszkały dwie służące z Filipin. Kobiety pracowały kilkanaście godzin na dobę, nie miały urlopu, zarabiały 800 zł - znacznie mniej niż gwarantowała im podpisana na Filipinach umowa. Pracodawca zabrał im paszporty. Praktycznie nie mogły opuszczać rezydencji dyplomaty - informuje "Gazeta Wyborcza".

Proceder został ujawniony dzięki May, jednej z wykorzystywanych kobiet, która zdecydowała się poinformować o wszystkim ambasadę Filipin. - Wszystko działo się w niedzielę i placówka była zamknięta. May została sama na ulicy i zaopiekowała się nią przypadkowo spotkana kobieta - mówiła w TOK FM Irena Dawid-Olczyk z Fundacji La Strada.

Nie pierwszy raz

To nie pierwsza tego typu sprawa, którą zajmuje się fundacja. Poprzednia wydarzyła się w 2011 roku. - Dotyczyła pracownic ze Sri Lanki i dyplomaty z Arabii Saudyjskiej. Kiedy kobiety uciekły, Saudyjczyk od razu pojechał na policję i oskarżył pracownice o kradzież. W ten sposób chciał szybko "ustawić" sprawę. Bo dyplomata ma wysoki status społeczny, a służba o wiele niższy. To jemu się wierzy, a nie pracownikom.

Podobnie zachował się kuwejcki attaché. Oskarżył May o kradzież, ale skoro kobieta wyszła z rezydencji tak jak stała, trudno było udowodnić, że coś ukradła - relacjonowała Dawid-Olczyk.

Jak oceniła, złe traktowanie pracownic, wykorzystywanie może wynikać "z poczucia bezkarności, które jest charakterystyczne dla kultury krajów arabskich".

Bezkarny

Kuwejtczyk usłyszał propozycję polubownego rozwiązania sprawy - Filipinka chce otrzymać zaległe pieniądze. Zaproponował wypłatę zaledwie... czterech procent należnej kobiecie kwoty.

Co ciekawe, wszystko wskazuje na to, że nie musi się martwić o konsekwencje swojego postępowania. - Dopóki będzie miał immunitet, to sprawa cywilna nie może się toczyć - wyjaśniła Irena Dawid-Olczyk. Nie da się też wytoczyć procesu karnego, choć jak oceniła, "dałoby się udowodnić handel ludźmi, a w takim przypadku w grę wchodzi kara do 15 lat".

Dowodami byłyby nie tylko wydarzenia, do jakich doszło w Warszawie, ale także wcześniejsze. Na przykład to, że umowy, jakie podpisano w agencji pośrednictwa pracy na Filipinach, dotyczyły pracy w Holandii, a nie w Polsce. O zmianie kobiety dowiedziały się, kiedy były już w Katarze. Tam także odebrano im paszporty, więc nie mogły wrócić do ojczyzny.

Więcej o: