W ostatnich dniach kampania wyborcza do Parlamentu Europejskiego toczy się głównie wokół wpadek wciągniętych na listy celebrytów. Otylia Jędrzejczak i Maciej Żurawski niedawno próbowali ustalić, czym jest klimatyczne porozumienie zwane protokołem z Kioto. Tomasz Adamek pytany o wartości aksjologiczne , o które zdaniem Zbigniewa Ziobry ma walczyć w Brukseli, wypalił: - Pan chce mnie od tyłu wziąć?
Jak na razie wydaje się, że celebryci bardziej partiom szkodzą, niż pomagają. Jednak polityka już od nich nie ucieknie. - Jeśli patrzeć na politykę jako kreowanie brandów, produktów, angażowanie celebrytów jest oczywiste - tłumaczy Piotr Tymochowicz, specjalista ds. wizerunku i marketingu politycznego, który doradzał wcześniej m.in. Andrzejowi Lepperowi i Januszowi Palikotowi. Według Tymochowicza nieznani politycy traktowani są jako półprodukty. - Znani to już produkty, jednak celebryta jest superproduktem - przekonuje.
Celebryci są więc wygodnym narzędziem do prowadzenia kampanii wyborczych. - Z punktu widzenia interesów państwa to jest oczywiście masakra. Tacy ludzie nie wniosą nic konstruktywnego, często nie mają nawet pojęcia, gdzie startują - zastrzega Tymochowicz.
Z celebrytą na pokładzie politykom łatwo więc wpaść na minę. Zapytaliśmy więc Tymochowicza, czym należy się kierować, rekrutując i prowadząc celebrytę w kampanii wyborczej. Powstało coś na kształt poradnika.
1. Nie każdy celebryta nadaje się do polityki . Nie może to być osoba "znana z tego, że jest znana". Bo z nich często kpimy. - Bezpieczna jest taka gwiazda, która doszła do czegoś własną pracą. Na przykład gwiazdy sportu, bo by zyskać sławę, musiały osiągnąć wymierne wyniki - tłumaczy Tymochowicz. Dlatego w polityce mieli okazję zaistnieć Krzysztof Hołowczyc, Jan Tomaszewski, Roman Kosecki, czy ostatnio Żurawski i Jędrzejczak.
2. Celebryta musi być świeży . - Wypaleni celebryci są niewiarygodni - mówi Tymochowicz. Często kojarzeni są z wcześniejszymi akcjami marketingowymi. W polityce najlepiej sprawdzi się więc nieznany dotąd sportowiec, który nagle zyskał popularność. Tomasz Adamek może nie ma tego atutu, ale marketingowo był wciąż raczej niewykorzystany.
3. Celebryta musi być widoczny . Oczywiście, z politykami. - Trzeba go ciągać po wszystkich bankietach, konferencjach prasowych i tak dalej - mówi Tymochowicz. Trzeba jednak uważać, by gwiazda się nie wypaliła. "Śledziłem profil Solidarnej Polski kwadrans. Zobaczyłem trzy zdjęcia Adamka. #Unfollow" - napisał niedawno jeden z użytkowników Twittera. - Patrzymy, na ile celebryta jest osmażony. Ale jeśli twarz jest świeża, nieprzypalona, wciąż nadaje się do konsumpcji - mówi ekspert. Dlatego ważna jest świeżość.
4. Celebryta musi trzymać język za zębami . Najlepiej służy im, jeśli tylko się uśmiechają i rozdają autografy. Bo wypowiedzi, choć kontrowersyjne, a przez to medialne, często raczej szkodzą partii, co widać na przykładzie Żurawskiego, Jędrzejczaka czy Adamka. - Najlepiej, gdyby politycy w ogóle nic nie mówili. Podobnie dzieje się z prezydentem. Im mniej mówi, tym wyższe ma notowania - wyjaśnia Tymochowicz.
5. Celebryta musi kochać swoją partię . - Pożądane są jednak spontaniczne wypowiedzi celebrytów, w których przekonują, jak bardzo wielbią lidera partii, jak bardzo wierzą ugrupowaniu - tłumaczy Tymochowicz. Znakomicie robił to Jan Tomaszewski jako poseł PiS: "Jarosław Kaczyński jest dla mnie Kazimierzem Górskim polskiej polityki" - powiedział kiedyś. - To się nazywa wpisywaniem w świat wartości, właściwie pseudowartości. Wielu celebrytów jest na tyle głupich, że na to pozwala - dodaje.
Pożądane jest zresztą, by do partii politycznej wraz z celebrytą weszła cała showbiznesowa otoczka. - Wówczas partia staje się sexy. A o wielu politykach można powiedzieć wszystko, tylko nie to, że są sexy, raczej wywołują odruch wymiotny - mówi Tymochowicz.
Problem w tym, że polskie partie zdają się dość ściśle stosować do powyższych zaleceń. Z raczej mizernym skutkiem. Czy są one błędne? Niekoniecznie. - Angażowanie celebryty to ryzykowne działanie, na pewno nie PR-owy pewnik - przyznaje Tymochowicz. - Angażując celebrytów, wiemy, że wzniecimy emocje. Nie wiadomo jednak, czy będą one pozytywne, czy negatywne - dodaje.
Naszego rozmówcę dziwi też skala wykorzystywania celebrytów w polskiej polityce. - Dziwię się temu, że duże partie wykonują te manewry. Bo angażowanie celebrytów to taktyka dla ubogich. Jeśli partia jest dobrze kojarzona, ma wysokie notowania, nie powinna angażować celebrytów - zaznacza. Jego zdaniem psuje to merytoryczną część partyjnych propozycji. - Co innego, kiedy trzeba ratować byt polityczny, jak w przypadku Zbigniewa Ziobry. Wówczas angażujemy kabareciarzy, piłkarzy, pewnie też panią Goździkową - kwituje.