Wyróżnienie przewodniczącego Komisji Europejskiej doktoratem honoris causa miało być elementem obchodów 650-lecia Uniwersytetu Jagiellońskiego. Uroczystości jednak nie będzie, bo na wyróżnienie Jose Manuela Barroso nie zgodziła się część profesorów. Dlaczego? Bo ich zdaniem, szef KE to lewicowiec, który promuje gender.
Decyzja oburzyła Janinę Paradowską. - Prof. Ryszard Legutko pogardliwie stwierdził, że przewodniczący Barroso powinien po rękach całować szanowną profesurę UJ za to, że w ogóle pochyliła się nad jego kandydaturą. Jestem absolwentką Uniwersytetu Jagiellońskiego. Wczoraj spojrzałam na dyplom - jest tam podpis m.in. prof. Kazimierza Wyki. W indeksie mam podpis prof. Zenona Klemensiewicza... Kiedy kończyłam Wydział Filologiczny UJ, w czasach komuny, coś takiego nie mogłoby się wydarzyć - komentowała dziennikarka "Polityki" w "Poranku Radia TOK FM".
Paradowska kończyła studia, kiedy rektorem był historyk prof. Kazimierz Lepszy. - Rzeczywiście był to lepszy uniwersytet. Dziś jest mi trochę wstyd, że jestem absolwentką UJ. Uczelni, której profesura w tajnym głosowaniu, posługując się jakimiś idiotycznymi zarzutami, że Barroso kiedyś miał coś wspólnego z maoistyczną organizacją, odmawia doktoratu honoris causa przewodniczącemu KE. I zasłaniają się kłamliwym argumentem, że politykom się nie przyznaje takiego wyróżnienia. A w czasach komuny Henrykowi Jabłońskiemu przyznawano!
Przewodniczący Rady Państwa z czasów PRL, wyróżniony w 1980 roku, to niejedyny polityk z doktoratem honoris causa UJ. Na liście są też np. lider greckich socjalistów Andreas Papandreu (1984 rok), siedmiokrotny premier Włoch - chadek Giulio Andreotti (1992 rok) i prof. Bronisław Geremek (2005 rok).
Zdaniem Janiny Paradowskiej, najstarszej i najbardziej zasłużonej polskiej uczelni w miarę upływu lat godności nie przybywa, a raczej ubywa. - Wstyd panowie profesorowie, nie jesteście godni waszych poprzedników. Mnie jest niezwykle przykro, że w moim Krakowie, na mojej uczelni miało miejsce coś takiego.