Jednym z głównych wątków kampanii przed wyborami do Parlamentu Europejskiego są spoty kandydatów. A raczej ich wątpliwa jakość.
- Rzygasz polityką? Zagłosuj na mnie - apeluje Aleksandra Słomkowska z Twojego Ruchu. - A mówić, że mam 30 lat czy 31? - kokietuje Anna Kubica, również kandydatka partii Janusza Palikota. Swoje dołożył też Marek Migalski z Polski Razem. W jego spocie młode asystentki deklarują, że "zrobiły to z Markiem". - Czy standardy kampanii wyborczej nie są jednak odrobinę zaniżone? - zastanawiał się w Poranku Radia TOK FM Jan Wróbel.
Dr Robert Sobiech, socjolog z UW, przekonywał, że od spotów nie uciekniemy. Problem więc nie w tym, że spoty powstają, ale w tym, co przedstawiają. Politycy, aby stać się widoczni, muszą przebić się przez reklamowy szum tła, stąd kontrowersje, a nawet niesmak.
Zdaniem Sobiecha spoty kandydatów Twojego Ruchu wpisują się w kontestatorską linię partii. Większy problem sprawia spot Migalskiego. - To przekaz niespójny z linią partii. Wyobrażam sobie Jarosława Gowina, jak widzi początek tego spotu i straszliwie wzrasta mu ciśnienie - mówił socjolog.
Migalski do Wróbla: "Pan mnie wpuszcza w kanał. Jestem na tyle inteligentny..." >>>
Sobiech wskazywał, że można w półminutowym spocie pokazać jasną koncepcję i idee stojące za partią polityczną, o ile ta w ogóle je ma. - To możne zrobić, są dobre przykłady i to się robi. Pytanie, dlaczego w Polsce idzie się na łatwiznę. Głównym założeniem jest to, że ciemny lud to kupi - mówił socjolog. - Mamy niedobre przekonanie o naszych wyborcach. Wiemy, że syndrom gołej baby tutaj zadziała, i na rozmaite sposoby tym gramy. To polska specyfika, uważamy, że społeczeństwo myśli schematami i nie jest w stanie zrozumieć bardziej skomplikowanych treści - tłumaczył Sobiech.
Jeszcze ostrzej spory krytykowała Renata Kim z "Newsweeka". - Ich wadą jest to, że kompletnie nie wiadomo, o co chodzi. Bo jeśli młoda, aspirująca polityczka Twojego Ruchu przekonuje mnie, że wszyscy politycy są do dupy, zaliczam do tej grupy także ją - wskazywała.
Kim przywołała także pierwsze spoty PiS i PO z tej kampanii, w której obie partie wytykały sobie kompromitujące wpadki. - To było marnowanie naszych pieniędzy. Chciałabym przypomnieć politykom, że wszystkie swoje niemądre spoty robią za nasze pieniądze. A skoro wykorzystują nasze pieniądze, niech przynajmniej starają się być merytoryczni. To, że starają się być dowcipni, a im nie wychodzi, to trochę za mało - mówiła publicystka.
Do studia zadzwonił Marek Migalski, aby wytłumaczyć... o co chodzi w jego spocie. - Państwo skupiacie się na pierwszych 15 sekundach, które są dwuznaczne i kontrowersyjne. A potem państwo udajecie, że nie rozumiecie, że w pewnym momencie mówimy, co zrobiliśmy. Zrobiliśmy coś, znajduje się to na stronie rozliczamymigalskiego.pl. A to oznacza, że odsyłam do tego, o co apelował dr Sobiech, do konkretów - mówił Migalski.
- Przez tę kontrowersyjną, dwuznaczną formę odsyłam do absolutnych konkretów. I państwo wiecie, że tylko w ten sposób można się przebić do opinii publicznej. Bo gdybym wyszedł i powiedział "zrobiłem to i to, odsyłam do mojej strony internetowej", pies z kulawą nogą by o tym nie mówił - przekonywał polityk. - Nikogo nie obrażam, nie używam wulgaryzmów, ale w sposób, przyznaję, dwuznaczny odsyłam do mojego dorobku - dodał.
Jednak publicyści w studiu nie ustępowali. Wskazywali, że Migalski powinien porzucić kontrowersyjną formę i skupić się na przedstawieniu swojej pracy w Brukseli. - Moje rozczarowanie jest takie, że mówimy o formie, a nie o tym, co zostało zrobione w europarlamencie - naciskał Sobiech. A Renata Kim apelowała, by traktować wyborców poważnie.
- Nie mogę traktować wyborców elitarystycznie, uznając, że każdy musi czytać rankingi w "Rzeczpospolitej" i słuchać Radia TOK FM. Inna jest perspektywa publicysty, a inna perspektywa polityka - zaznaczył Migalski. - To, że państwo o tym rozmawiacie, to już jest zysk dla polityka. I ja świetnie o tym wiedziałem - skwitował.