W 2010 r. do więzienia za kradzież złomu trafił niepełnosprawny intelektualnie Radosław Agatowski. Trzy lata później w areszcie znalazł się chory psychicznie Arkadiusz Kusz. Ukradł wafelek.
Do więzienia wciąż nie trafiła jednak siostra Bernadetta, a właściwie Agnieszka F., była dyrektor Ośrodka Sióstr Boromeuszek, której historię opisał niedawno "Duży Format" . Sąd uznał ją winną psychicznej i fizycznej przemocy wobec wychowanków oraz podżegania do aktów pedofilskich na czterech nieletnich wychowankach ośrodka. Wyrok - dwa lata bezwzględnego pozbawienia wolności. Od trzech lat zakonnica skutecznie odracza wykonanie kary, powołując się na zły stan zdrowia i podeszły wiek (59 lat).
Dlaczego kradzież wafelka oznacza więzienie, a znęcanie się nad dziećmi - już niekoniecznie?
- To, że prawo zatrzymuje się u drzwi Kościoła, robi wrażenie - przyznaje w rozmowie z TOK FM dr Paweł Moczydłowski, socjolog, w latach 1990-94 szef polskiego więziennictwa. Jego zdaniem taki stan rzeczy demoralizuje sam Kościół i buntuje opinię publiczną. - Bezsilności, którą wytwarza wymiar sprawiedliwości, zawsze towarzyszy jakiś bunt i tak się to może skończyć. Ludzie sami będą wymierzać sprawiedliwość - ostrzega socjolog.
Jednak siostra Bernadetta to także część większego problemu. I nie dotyczy on Kościoła. Bo osób, które mimo wyroku skazującego nie znajdują się w więzieniu, jest w Polsce ponad 70 tys. Dlaczego?
Połowa z nich po prostu nie stawiła się w areszcie i ukrywa się przed policją. Już cztery lata temu prof. Brunon Hołyst grzmiał w "Rzeczpospolitej": - Taki stan deprawuje społeczeństwo. Kara staje się fikcją, nie ma nic gorszego - mówił.
Niektórzy, jak Agnieszka F., legalnie odraczają wykonanie kary. - Powody są różne, przede wszystkim zdrowotne i rodzinne - wyjaśnia dr Piotr Kładoczny, karnista z UW. Jego zdaniem w Polsce łatwo o odroczenie kary więzienia. Wystarczy dobry pretekst (albo powód, bo czasem odroczenie jest zasadne), by wyrok odkładać latami. Ta właśnie sztuka udaje się Agnieszce F., którą broni "dwóch adwokatów znanych z najwyższych stawek w Gliwicach". - Wystarczy samemu się postarać i można uzyskać odroczenie. To nie musi być najlepsza kancelaria - prostuje dr Kładoczny.
Jednak Moczydłowski mówi o "ekonomiczno-społecznej selekcji" w więziennictwie. Do aresztu raczej nie trafi ktoś broniony przez dobrego prawnika czy niewygodny politycznie, na przykład ksiądz. - A ci ekonomicznie, społecznie słabi, złodzieje wafelków, pijani rowerzyści idą do kryminału w pierwszym rzędzie. Bo ich żadna ochrona nie obejmuje - wskazuje socjolog.
- Jest jeszcze kategoria, o której się nie mówi. Kiedyś ujawnił to wiceminister sprawiedliwości na komisji sejmowej. Ok. 30 tys. prawomocnych wyroków skazujących zalega w sądach. Tak zakulisowo próbuje się regulować sytuację - tłumaczy Moczydłowski.
A sytuacja jest zła, bo ponad 90 proc. miejsc w zakładach karnych jest zajętych. Nie ma miejsca dla wszystkich, którzy mają wyroki więzienia. Według Moczydłowskiego, gdyby urealnić liczbę skazanych na karę więzienia, w światowych rankingach przesunęlibyśmy się z czwartej do pierwszej dziesiątki. - Tu wyłazi polska punitywność, surowość polityki kryminalnej - ocenia. Surowość, która sama się ośmiesza.
I to może być klucz do rozwiązania problemu. Bo co zrobić z tą armią skazańców? - Żadna władza przed wyborami się na to nie zgodzi, ale należałoby obniżyć niektóre kary - mówi dr Kładoczny. Dzięki temu byłyby one niższe, ale możliwe do wyegzekwowania.
Moczydłowski wskazuje, że w niektórych krajach zakłady karne zamyka się z powodu braku więźniów. Tak jest choćby w Holandii, Niemczech czy Szwecji. - Być może następnym krajem będzie Austria, która zbudowała system kar alternatywnych do pozbawienia wolności i wspaniały system nadzoru nad więźniami także po opuszczeniu więzienia, który wiąże policję, wymiar sprawiedliwości, samorządy, władze społeczności lokalnych. Bo to najistotniejszy element - mówi socjolog.
I nie chodzi o zawieszenie kary więzienia, które w Polsce staje się plagą. Na Zachodzie prowadzone są kompleksowe programy społeczne mające na celu faktyczną resocjalizację skazanych lub byłych więźniów. - Zmuszenie do podjęcia pracy, do leczenia, nauki, aby nie wrócił do więzienia. Tego w Polsce nie ma - wskazuje Moczydłowski. Osławiony system dozoru elektronicznego jest zdaniem socjologa niewypałem, bo można nim objąć tylko więźniów, którzy i bez obrączek poradziliby sobie za murem więzienia.
Tymczasem za kratki wciąż trafiają tysiące pijanych rowerzystów i "narkomanów". I dla prawdziwych przestępców czasem brakuje miejsca.