- Zawsze z zazdrością patrzyłem na Niemcy, gdzie dziecku już od przedszkola wpaja się prawidłowe zachowania na drodze. Mają tam teatrzyki tematyczne, rower dziecka co roku jest sprawdzany, dostaje nalepkę, że jest dopuszczony do ruchu - mówi w rozmowie z Gazeta.pl Wojciech Pasieczny. - Dziecko od małego wie, że trzeba dbać po pierwsze o stan techniczny pojazdu, po drugie - przestrzegać przepisów - dodaje.
Zdaniem byłego szefa sekcji wypadkowej Komendy Stołecznej Policji to właśnie słaba edukacja - a nawet wychowanie - jest największym problemem na polskich drogach. - Jeżeli przez całą podstawówkę, gimnazjum coś takiego jest mówione, to dziecko z tym dorasta. No i poza tym np. w Niemczech dojrzewa się w atmosferze poszanowania prawa - mówi.
Zdaniem eksperta w Polsce "przyjęło się, że każde prawo w miarę się szanuje, ale drogowe - niekoniecznie. - U nas ludzie się chwalą, że jeżdżą niezgodnie z przepisami. Opowiadają, jak to przekroczyli prędkość czy przejechali na czerwonym - mówi. - A nie chwali się nikt, że jeździ zgodnie z przepisami. Bo jak ktoś to zrobi, to zaraz postrzega się go jako frajera - dodaje.
Co więcej, jak podkreśla Pasieczny, zły przykład w Polsce płynie z góry. - Nagminnie dają go nawet politycy - twierdzi. Problemem jest także społeczne przyzwolenie na łamanie prawa i fakt, że nawet ludzie starsi i teoretycznie bardziej doświadczeni mają bardzo niską świadomość konsekwencji ryzykownej jazdy.
- Myślę o tym ostatnim wypadku. 16-latek, który kieruje samochodem. Przecież nie siada za kierownicą po raz pierwszy, bo nie potrafiłby jeździć - mówi Pasieczny. - Można wnioskować, że rodzice mu na to pozwalali. Być może nawet robił to pod ich okiem - dodaje.
Były policjant podkreśla, że poza zmianą systemu wychowania komunikacyjnego niewiele w Polsce można zrobić. Sytuacji nie poprawi zwiększanie kar za wykroczenia i przestępstwa drogowe.
- Kary w Polsce są naprawdę bardzo wysokie - mówi Wojciech Pasieczny. - Do więzienia można trafić nawet na 15 lat. Ale to nie odstrasza - podkreśla.
W wypadku samochodu osobowego renault megane scenic w miejscowości Klamry koło Chełmna w woj. kujawsko-pomorskim zginęło siedem osób, a dwie zostały ranne. Auto na łuku wypadło z drogi i uderzyło bokiem w drzewo. Badanie alkomatem wykazało, że kierowca był nietrzeźwy - miał w organizmie od 0,2 do 0,5 promila.
Według policji ofiary wypadku miały 13-17 lat. Wcześniej cała grupa bawiła się na ognisku. Potem ktoś wpadł na pomysł, by pojeździć autem po okolicy. W pięcioosobowym samochodzie ścisnęło się dziewięć osób, żadna z nich nie miała prawa jazdy. Kluczyki do auta młodzi ludzie zabrali najprawdopodobniej bez wiedzy rodziców.
Chcesz na bieżąco dowiadywać się o najnowszych wydarzeniach? Ściągnij naszą aplikację Gazeta.pl LIVE na Androida | Windows Phone | iOS