- Mamy kierowcę, który jeździ po całej Polsce. Jedzie np. po 4 kg sera pod Augustów, albo dostajemy telefon od rybaków, że na Wiśle pod Płockiem złowili bolenia, rybę, o której ludzie ograniczeni do łososia i pstrąga nigdy nie słyszeli - mówi w rozmowie z "Wprost" Wojciech Modest Amaro.
- Mamy szczęście, że mieliśmy komunę. Bo nasze zacofanie, czyli 1,5 mln gospodarstw rolnych, okazało się bardzo trendy - twierdzi Amaro i przekonuje, że polska kuchnia ma ogromny potencjał. - Chodzi o to, by nie zapominać o polskich produktach ani nie udawać, że ich nie ma - dodaje i opowiada, skąd bierze pomysły na swoje receptury.
- Wszystko zsyła na mnie Bóg. Moje gotowanie polega na tym, że słyszę głosy i muszę to zrobić. To jest moment. Słyszę: ogórek, chrzan, szczaw, konina, mlecz, kacze jajo, krokus - opisuje. - Będziemy dawać zapach wiosny do zjedzenia, w formie ulotnej piany z młodymi kiełkami, tak by na podniebieniu został tylko ten smak - mówi Amaro. Podkreśla jednak, że nie jest snobem.
- Będę jadł tradycyjne wielkanocne śniadanie z sałatką jarzynową, jajkami w majonezie i tym wszystkim, co się wtedy je. Potrafię zrobić schabowego. I to jakiego! Z prosiaka złotnickiego. Z gruba warstwą tłuszczu. Na smalcu. W panierce. Z kością, nie bity. Nie odleciałem od rzeczywistości - zaznacza Amaro.
Chcesz wiedzieć więcej i szybciej? Ściągnij naszą aplikację Gazeta.pl LIVE na Androida | Windows Phone | iOS