Badania brytyjskich naukowców ukazały się w dzisiejszym "British Medical Journal". W magazynie napisano, że Tamiflu nie najlepiej walczy z objawami grypy u dorosłych, a na dzieci nie działa prawie w ogóle.
"BMJ" zadaje więc pytanie, czy działania rządów zakupujących duże ilości leku w 2009 r. w związku ze świńską grypą były usprawiedliwione. "Porównanie grupy przyjmującej Tamiflu z grupą zażywającą placebo nie potwierdziło, by ta pierwsza była rzadziej hospitalizowana czy mniej odczuwała poważne powikłania pogrypowe" - pisze magazyn.
Szwajcarska firma Roche produkująca Tamiflu oświadczyła, że "skrajnie nie zgadza się" z wnioskami brytyjskich naukowców, dodając, że ponad 100 krajów świata dopuściło Tamiflu do użytku.
W polskich aptekach w 2009 r. za opakowanie leku Tamiflu trzeba było zapłacić od 120 do 150 złotych. Polska dysponowała rezerwą leku, która pozwalała na leczenie 2 mln ludzi, jak informował wtedy premier Donald Tusk.
Było to jednak pięciokrotnie mniej, niż zalecała Światowa Organizacja Zdrowia. W świetle dzisiejszej publikacji "BMJ", WHO mogła się jednak mylić, choć w tamtym czasie Tamiflu faktycznie wydawał się świetnym lekiem przeciwgrypowym. W związku z tym na jego zapasy Wielka Brytania wydała ok. 500 mln funtów, a Stany Zjednoczone ok. 1,3 mld dolarów.
Na świecie pojawiały się też jednak doniesienia o możliwej szkodliwości leku. U 128 młodych ludzi w Japonii wystąpiły osobliwe, a nawet niebezpieczne zachowania po zażyciu przeciwgrypowego leku Tamiflu - podawały we wrześniu 2009 r. japońskie media, powołując się na badania japońskiego Ministerstwa Zdrowia.
Z powodu podejrzeń dotyczących groźnych skutków ubocznych działania Tamiflu także przed prawie pięcioma laty Korea Południowa wprowadziła częściowy zakaz stosowania leku.
Chcesz na bieżąco dowiadywać się o najnowszych wydarzeniach? Ściągnij naszą aplikację Gazeta.pl LIVE na Androida | Windows Phone | iOS