Gościem Janiny Paradowskiej w "Poranku Radia TOK FM" był Radosław Sikorski, szef polskiej dyplomacji.
Radosław Sikorski: Proszę się kierować wypowiedzią głównodowodzącego Sojuszu, generała Breedlove'a, który mówi, że Rosjanie w ciągu trzech do pięciu dni byliby w stanie zająć wschodnią i południową Ukrainę.
- A trzy miesiące temu uznałaby pani, że Rosja zajmie Krym?
- A w naszym interesie jest, aby Ukraina wreszcie okrzepła, przeprowadziła reformy ekonomiczne i walczyła z korupcją i innymi patologiami. Można się do tego odnieść, podając pomocną rękę, i my to robimy poprzez pożyczkę MFW czy jednostronne otwarcie granicy celnej na wyroby ukraińskie. Rosja niestety nie szanuje zasad WTO i podnosi ceny gazu. Jeśli Ukraina jest zaprzyjaźnionym narodem dla Rosji, spodziewałbym się innego podejścia.
Kuźniar: Zachód przyzwyczaił Rosję, że może bezkarnie dokonywać agresji >>>
- Dwa miesiące temu słowo "sankcje" i "Rosja" nikomu w Unii nie przeszłoby przez gardło. Zgoda, te sankcje są najniższym wspólnym mianownikiem 28 krajów i siłą rzeczy jest on niższy niż jednostronna decyzja USA. Te sankcje tworzą jednak inny klimat, także dla działalności gospodarczej, i wszyscy wiemy, że mogą być mocniejsze, gdyby Rosja poszła dalej.
- Nie cieszmy się z sankcji. Lepiej, gdybyśmy razem z Rosją maszerowali w tym samym kierunku. Kiedyś powiedziałem nawet, że w polskim interesie byłoby, gdyby Rosja zaczęła wypełniać warunki członkostwa w Sojuszu. To poszanowanie integralności terytorialnej sąsiadów, cywilna kontrola nad wojskiem. Lepiej, gdybyśmy z Rosją współpracowali. Jednak kraj, który wojskowo wkracza do sąsiada, ewidentnie kieruje się innymi wartościami.
- Jeśli nie wycofa się z Krymu...
- Ale to ma swoje konsekwencje. Mamy takie regiony świata, gdzie jakieś państwo pod pretekstem ochrony współziomków dokonało okupacji. Na przykład Cypr Północny.
- Trwa, ale z poważnymi konsekwencjami. Nie ma inwestycji, handlu, nie mogą lądować międzynarodowe samoloty. W rezultacie Cypr Północny jest trzy razy biedniejszy od reszty wyspy. Rosjanie też nie do końca przemyśleli, jakie będą koszty okupacji Krymu.
Markowski: Demokracja na Ukrainie? To byłby cud >>>
- Z Niemcami i innymi sojusznikami zgadzamy się co do krótkoterminowych reakcji na wzrost napięcia w regionie. Chodzi o wzmocnienie siłami powietrznymi państw bałtyckich i Polski. Zmieniają się też kalkulacje średnio- i długoterminowe. Kiedy przyjmowano nas w NATO, Sojusz oświadczył, że nie widzi potrzeby rozlokowania znaczących sił wojskowych.
- Mówiąc o dwóch brygadach w średnim terminie, mówimy, że wiele można zrobić dla regionu nawet w ramach istniejących ograniczeń, czyli wspomnianych "znaczących sił". Jednak działania Rosji powinny prowadzić do rewizji tych założeń. Tu mamy różnicę z sojusznikami, będziemy dyskutować. Prawda jest taka, że w komponencie lądowym nie mamy żadnych sił, więc zadowoli nas jakiekolwiek wzmocnienie. A jeśli chodzi o bazy amerykańskie, nasz rząd podpisał umowę o tarczy rakietowej, która będzie realizowana, i przewiduje utworzenie bazy na naszym terytorium.
- Prezes Kaczyński ewidentnie uważa, że wielu Polakom to się nie spodoba, i znowu straszy nas Niemcami.
- Gorzej. Staram się przekonywać Niemców, żeby zechcieli wzmocnić nas wojskowo, a prezes Kaczyński mówi "nigdy w życiu". To nie pomaga. Bo jeśli jest domniemaniem, że następny rząd może wyprosić te siły, to obniża chęć do założenia baz. Niemcy są naszymi sojusznikami i prezes Kaczyński powinien wiedzieć, że na wypadek kryzysu bezpieczeństwa wokół granic Polski to Niemcy byłyby największym komponentem jakiejkolwiek natowskiej operacji. Mówienie, że nie chcemy niemieckich wojsk w Polsce, jest szkodzeniem naszemu bezpieczeństwu i wyrazem obsesji.
- NATO życzy sobie mieć członków, którzy naprawdę chcą być w Sojuszu i dodają mu bezpieczeństwa. Tematu "Ukraina w NATO" po prostu nie ma.