Kilka miesięcy temu, gdy najpoważniejszym problemem Ukrainy nie była jeszcze utrata części terytorium, a doprowadzenie do dymisji rządu Mykoły Azarowa i prezydenta Wiktora Janukowycza, wydawało się, że w nowych wyborach naturalnym liderem stanie się Witalij Kliczko. Wszystkie media pokazywały, jak skutecznie panuje nad tłumem pod siedzibą prezydenta, zawracając ludzi na Majdan i zapobiegając zamieszkom.
Światowej sławy bokser, który na scenie Majdanu widoczny był właściwie każdego dnia, nie ukrywał zresztą ambicji prezydenckich. - Tak się rodzi lider - mówił o nim wówczas Aleksander Kwaśniewski, komentując rozwój sytuacji na Ukrainie. Rzeczywiście, wśród zgromadzonych na kijowskim placu Niepodległości to właśnie Witalij Kliczko wydawał się cieszyć największą popularnością. "Zna języki", "uczciwie zarobił", "wreszcie ktoś, kto ma klasę", "nie jest uzależniony od Rosji" - takie opinie o pięściarzu można było usłyszeć jeszcze na początku stycznia.
Nie przełożyło się to jednak na popularność w sondażach. Według ankiety przeprowadzonej 26 marca przez Centrum SOCIS Witalij Kliczko mógł liczyć na 8,9 proc. głosów. Wynik ten zapewniał mu drugie miejsce za Petrem Poroszenką, którego poparłoby blisko 25 proc. ankietowanych. Ostatecznie krótko przed końcem rejestracji kandydatów Witalij Kliczko wycofał się z walki o fotel prezydenta, decydując się na poparcie lidera sondaży. Tym samym Poroszenko, nazywany powszechnie "królem czekolady", zyskał znaczącą przewagę nad kontrkandydatami.
Petro Poroszenko urodził się w 1965 roku w Bołgradzie w obwodzie odeskim. Od 1982 do 1989 roku studiował na kijowskim Uniwersytecie im. Tarasa Szewczenki na wydziale stosunków międzynarodowych i prawa międzynarodowego. Studia zakończył z dyplomem specjalisty w zakresie ekonomii międzynarodowej. W 2002 roku obronił doktorat z zarządzania. Choć przez krótki czas po studiach pracował na uczelni, swoją karierę związał przede wszystkim ze światem polityki.
W 1998 roku po raz pierwszy został deputowanym do Rady Najwyższej. Choć startował jako kandydat niezależny, ostatecznie dołączył do frakcji Zjednoczonej Socjaldemokratycznej Partii Ukrainy związanej z prezydentem Leonidem Kuczmą i jego otoczeniem. W 2001 roku opuścił ugrupowanie, tworząc wraz z grupą parlamentarzystów Partię Solidarność, która weszła w skład Naszej Ukrainy - bloku utworzonego przez Wiktora Juszczenkę. Tym samym Petro Poroszenko stał się jednym z polityków silnie kojarzonych z Pomarańczową Rewolucją i bliskim współpracownikiem jej przywódców: Juszczenki i Julii Tymoszenko.
Pierwotnie to właśnie Poroszenko miał zostać premierem nowego rządu. Wiktor Juszczenko powierzył jednak to stanowisko Julii Tymoszenko, co doprowadziło do poważnego konfliktu między "królem czekolady" a "gazową księżniczką", jak powszechnie nazywa się dwójkę oligarchów.
Julia Tymoszenko próbowała załagodzić konflikt, wspierając kandydaturę Poroszenki na sekretarza podlegającej prezydentowi Rady Bezpieczeństwa Narodowego i Obrony. Jednak po kilku miesiącach Poroszenko odszedł z tego stanowiska w związku z korupcyjnymi podejrzeniami, choć powszechnie mówiono, że jego dymisja to kolejna odsłona zakulisowych rozgrywek w rządzie. Przypuszczenia potwierdziły się, gdy sąd oczyścił go ze wszystkich zarzutów.
Nie przeszkodziło to Poroszence w objęciu teki ministra spraw zagranicznych w drugim rządzie Julii Tymoszenko. Stanowisko to piastował od października 2009 r. do marca 2010 r., gdy deputowani przegłosowali wotum nieufności i władzę w państwie objęła Partia Regionów. Dwa lata później to właśnie regionałowie powierzyli mu stanowisko ministra rozwoju gospodarczego i handlu w gabinecie Mykoły Azarowa. Poroszenko zrezygnował z niego po wyborach parlamentarnych, które odbyły się w tym samym roku.
Dla zwolenników Poroszenki przebieg jego kariery jest dowodem na cenną skłonność do kompromisu i umiejętność szukania sprzymierzeńców w różnych frakcjach. Przeciwnicy zarzucają mu natomiast cynizm i utrzymywanie się przy władzy za wszelką cenę, by dzięki politycznym wpływom rozwijać swoją działalność biznesową, co jest kwintesencją oligarchicznego systemu panującego na Ukrainie.
Kariera Poroszenki przebiegała według znanego na Ukrainie schematu: stanowisko w przedsiębiorstwie państwowym, start działalności biznesowej w burzliwym okresie przemian, łączenie biznesu i polityki, a wreszcie - wysokie miejsce w rankingu najbogatszych ludzi w kraju. W ubiegłym roku według magazynu "Forbes" Poroszenko zajmował w nim 7. miejsce z majątkiem 1,3 mld dolarów. Choć daleko mu do lidera zestawienia Rinata Achmetowa (15,4 mld dolarów), Poroszenko znajduje się w grupie 1000 najbogatszych ludzi na świecie. W rankingu magazynu "Korrespondent" zajął też 23. miejsce na liście najbardziej wpływowych ludzi na Ukrainie w 2013 roku.
Co zapewniło mu taką pozycję? Przydomek "król czekolady" odnosi się właśnie do jego działalności w branży spożywczej. Jego flagową marką jest Roszen - największe cukrownicze przedsiębiorstwo na Ukrainie, którego fabryki znajdują się także w Rosji oraz na Litwie. Do Poroszenki należy też koncern Ridna Marka zajmujący się produkcją piwa oraz przetwórstwem owocowo-warzywnym. Jak twierdzi, wszystko to zaczęło się od handlu ziarnem kakaowym, co pozwoliło mu zdobyć kapitał na dalsze inwestycje.
Poroszenko inwestuje też od lat w biznes stoczniowy oraz motoryzacyjny. To właśnie on, a konkretnie - jego firma Bohdan - stoi za symbolem ukraińskiej komunikacji, czyli słynnymi marszrutkami - busikami, które są jedną z podstawowych form transportu zbiorowego w większości państw byłego ZSRR. Bohdan produkuje nie tylko autobusy, ale też samochody osobowe i ciężarowe. Pod kontrolą Poroszenki znajduje się też Ukrawtozapczastyna - firma zajmująca się produkcją traktorów, maszyn rolniczych i części samochodowych oraz ISTA - producent akumulatorów. Majątek Poroszenki budują też inwestycje w przemysł stoczniowy.
Biznes i polityka to tylko dwa elementy z oligarchicznej układanki. Trzecim - na co wskazują kariery najbogatszych Ukraińców - są media. Nie inaczej jest w przypadku Petra Poroszenki. Należy do niego Kanał 5 - stacja telewizyjna uważana za jedną z najnowocześniejszych i niezależnych. W praktyce od początku protestów w 2004 roku 5 Kanał wyraźnie opowiada się po stronie "pomarańczowych". Dziennikarze stacji byli też bardzo aktywni od początku antyrządowych protestów, które rozpoczęły się w listopadzie ubiegłego roku. Uruchomiono m.in. stała transmisję z Majdanu, na którą powoływały się media na całym świecie. W Rosji 5 Kanał został dosadnie określony mianem "tuby propagandowej banderowców".
Do Poroszenki należy też tygodnik "Korrespondent" oraz powiązany z nim serwis internetowy, a także serwis Bigmir.net. To wszystko nie czyni z niego magnata medialnego na miarę Rinata Achmetowa, ale daje dobre zaplecze dla działalności politycznej i możliwość wyraźnego artykułowania swoich poglądów.
Czy Poroszenko jako polityk jest krystalicznie czysty? Trzeba przyznać, że nawet polityczni rywale nie szafują oskarżeniami. Najczęściej mówi się o nieprawidłowościach podczas zwolnień grupowych w jednej z fabryk słodyczy oraz bezprawnej eksmisji mieszkańców Kijowskiego akademika zorganizowanej po to, by Poroszenko mógł przejąć cenną działkę. Trzeba przy tym wziąć pod uwagę ukraińskie standardy i fakt, że na scenie politycznej widoczni są tam ludzie podejrzewani o rozboje, zabójstwa, wymuszenia i wielomilionowe łapówki.
Na plus przemawia z pewnością też to, że Poroszenko nie dorobił się swojego majątku na działalności w sektorach strategicznych dla gospodarki państwowej: nie inwestował w energetykę, górnictwo, zbrojenia czy handel paliwami. Był też aktywny podczas antyrządowych protestów, także w czasie najgorętszych zamieszek na ulicach Kijowa, gdy wspólnie z Witalijem Kliczką próbował tonować nastroje i zapanować nad tłumem. Tymi argumentami będzie zapewne próbował uderzyć w swoją główną rywalkę Julię Tymoszenko.
Czy to wystarczy, by wygrać wybory? Biorąc pod uwagę, że już teraz ma przytłaczającą przewagę nad kontrkandydatami - zapewne tak. Pozostaje natomiast pytanie, czy przełoży to się na umiejętność skutecznego kierowania państwem pogrążonym w kryzysie, pozbawionym części terytorium i zagrożonym konfliktem zbrojnym.
Chcesz na bieżąco śledzić sytuację za granicą? Ściągnij naszą aplikację Gazeta.pl LIVE na Androida | Windows Phone | iOS