Podglądamy, jak to robią celebryci, czyli rozstanie po polsku

Gwyneth Paltrow, ogłaszając separację, stwierdziła, że to "świadome rozstanie". Czy aktorka rozstaje się z mężem "lepiej" niż reszta świata? Czy można się świadomie rozstać? - pytamy dr Iwonę Tyrną-Łojek, socjologa i mediatora rodzinnego.

Gwyneth Paltrow zaskoczyła podwójnie. Nie dość, że ogłosiła na swoim blogu separację z mężem, Chrisem Martinem, to jeszcze ubrała to w inne niż można się było spodziewać słowa. "Zawsze sprawy dotyczące naszego związku załatwialiśmy prywatnie i mamy nadzieję, że wobec tego, że decydujemy się na świadome rozstanie i (przy tym) pozostawanie wspólnie rodzicami, uda nam się to nadal" - napisała, dodając, że jej serce wypełnia smutek.

 

Co oznacza świadome rozstanie? Od razu pojawiły się komentarze, że aktorka, nawet kończąc swoje małżeństwo, musi to robić inaczej (w domyśle lepiej) niż reszta świata. Ale czy rzeczywiście tak jest? Czy na pewno Paltrow robi to inaczej niż każdy z nas? O tym, jak dzisiaj rozstają się Polacy, rozmawiamy z dr Iwoną Tyrną-Łojek, socjologiem i mediatorem rodzinnym.

Angelika Swoboda, Gazeta.pl: - Gwyneth Paltrow, która po ponad 10 latach właśnie ogłosiła separację z mężem, stwierdziła, że to świadome rozstanie...

Dr Iwona Tyrna-Łojek, mediator rodzinny, socjolog: - Może brzmi to paradoksalnie, ale ja sama od jakiegoś roku, dwóch obserwuję ogromną zmianę w podejściu par do rozpadu związku. Kiedyś większość z nich, gdy coś było nie tak, przychodziła do mnie, mediatora rodzinnego, z prośbą o program naprawczy. Pytali co robić, żeby coś zmienić. Dzisiaj świadomie mówią: "Już nam ze sobą nie po drodze" i przychodzą, żeby mediować, czyli ustalić zasady wspólnych kontaktów po rozstaniu oraz opiekę nad dziećmi.

Przestajemy walczyć o związki?

- Nie, po prostu stajemy się bardziej świadomi swoich potrzeb. Zwłaszcza kobiety coraz częściej odrzucają oczekiwania społeczne, że za wszelką cenę powinny pozostać w małżeństwie. Mówią jasno, że w tym związku przestały się rozwijać i nie zgadzają się na to. Zaczynają myśleć o sobie.

Paltrow napisała na blogu, że ogłaszając separację, są sobie z mężem bliżsi niż kiedyś.

- To możliwe. Czasem, równolegle z decyzją o rozstaniu, w związku ubywa agresji i toksycznych uczuć. Partnerzy wydają się bardziej pogodzeni ze sobą i z sytuacją.

Nie ma rozpaczy, poczucia porażki? Małgorzata Rozenek stwierdziła, że rozwód był porażką jej życia...

- Smutek czy poczucie, że coś się nie udało, zawsze rozstaniu towarzyszą. Nie da się uniknąć emocji związanych z podziałem majątku czy zmianą kontaktów z dzieckiem. To zawsze jest jakiś ciężar. Ale teraz obserwuję też nowe zachowania. Wraz z refleksją, że coś się kończy, przychodzi myśl, że potrafię sobie z tym poradzić. Że umiem przyznać się do życiowej porażki, jaką niewątpliwie zawsze jest rozwód, ale zarazem iść krok dalej. Przykro mi, że się zdarzył, ale ja nie boję się zmienić i zaplanować swojej przyszłości.

Diametralnie zmienia się też sposób, w jaki pary komunikują o rozstaniu. Mniej jest wzajemnego obwiniania się i pretensji, a coraz częściej pada stwierdzenie: "wina leży po obu stronach".

To jest szczere?

- Wydaje mi się szczere. My Polacy jesteśmy już całkiem nieźle "scouchowani". I coraz bardziej tolerancyjni. Oczywiście rodziny przeżywają, że nasze małżeństwo się rozpadło, ale rozwód przestaje być sensacją. Staje się informacją, którą rodzice rozstającej się pary zwykłym tonem przekazują znajomym. Nie ma wytykania palcami, piętnowania.

Zaczyna się u nas moda na tzw. "patchworkowe" rodziny?

- Oswajamy się z nimi. U mojej córki w klasie połowa dzieci wychowuje się w rodzinach, w których jest jakiś kolejny partner czy partnerka. One o tym zwyczajnie rozmawiają. Wczoraj po lekcjach jeden z chłopców zastanawiał się na przykład, który z dwóch "tatusiów" odbierze go ze szkoły.

A Małgorzata Rozenek i Jacek Rozenek po rozwodzie całkiem świadomie mieszkają drzwi w drzwi...

- No właśnie. Polacy podglądają, jak rozstają się znani ludzie i biorą z nich przykład. Myślą sobie przy tym: "O, jacy jesteśmy nowocześni". Jeśli nie jest to pochwała płynnego wchodzenia ze związku w związek, bo obecny mi się znudził, to czemu nie?

Więcej o: