Dopytywany kilka dni temu przez dziennikarzy o ładunek zaginionej maszyny prezes Malaysian Airlines Ahmad Dżauhari odparł, że samolot przewoził drzewa owocowe - mangostany, które miały trafić do Chin. Dziś, cytowany przez "Daily Mail" powiedział:
- Samolot wiózł małe baterie litowo-jonowe, zaaprobowane przez Międzynarodową Organizację Lotnictwa Cywilnego (ICAO).
Szef linii lotniczych stwierdził też, że władze sprawdzały ładunek maszyny, ale nie uznały baterii za niebezpieczne - mimo przepisów klasyfikujących je jako takie - ponieważ zostały zapakowane zgodnie z regulacjami bezpieczeństwa.
"Daily Mail" przypomina, że baterie litowo-jonowe, powszechnie używane w telefonach komórkowych czy laptopach, bywały w przeszłości przyczyną pożarów w samolotach. Według amerykańskiej Federalnej Administracji Lotniczej (Federal Aviation Information, FAA) umieszczone w bagażu podręcznym i w luku bagażowym baterie spowodowały od 1991 r. do 17 lutego 2014 r. ponad 140 "incydentów" na pokładach samolotów. W pojedynczych przypadkach doszło do katastrofy - w każdym z nich chodziło jednak o samoloty transportowe, nie zaś osobowe.
Informacja, którą podał dziś Ahmad Dżauhari, rzuca nowe światło na jedną z teorii zniknięcia samolotu: pożar na pokładzie, w wyniku którego załoga i pasażerowie stracili przytomność od wdychania trujących wyziewów - co doprowadziło do katastrofy.
Jak twierdzi w rozmowie z "Daily Mail" były szef FAA Billie Vincent, informacja o bateriach "wzmocniła" jego przekonanie, że w luku bagażowym wybuchł pożar, niszcząc systemy komunikacyjne samolotu. Ale Ahmad Dżauhari zarzeka się, że baterie sprawdzono kilka razy.
Dziś media ujawniły też zapis 54 minut ostatnich rozmowy między malezyjską kontrolą lotów a pilotami zaginionego samolotu. Według tej taśmy moment, gdy samolot wykonał niespodziewany zwrot na zachód, zbiegł się z momentem, gdy kontrolerzy lotu w Kuala Lumpur przekazali obsługę samolotu swoim kolegom z Wietnamu.
- Między końcem połączenia z jednymi kontrolerami a początkiem połączenia z drugimi mogła być chwila przerwy. To był jedyny moment lotu, w którym być może [maszyny] nie dało się śledzić z ziemi. Gdybym miał porwać samolot, wybrałbym właśnie ten moment - spekuluje na łamach "The Telegraph" były pilot British Airways Stephen Buzdygan.
Ale wciąż nie wiadomo, co naprawdę było przyczyną zaginięcia - już prawie dwa tygodnie temu - samolotu Malaysian Airlines. Boeing 777 z 239 osobami na pokładzie zniknął z radarów 8 marca, mniej niż godzinę po starcie z lotniska w Kuala Lumpur. Samolot leciał do Pekinu.
Prowadzone przez wiele państw, a koordynowane przez Malezję poszukiwania, które obecnie koncentrują się w południowej części Oceanu Indyjskiego u wybrzeży Australii, dotychczas nie przyniosły żadnych konkretnych rezultatów.
Jednak 20 marca australijscy eksperci odkryli na zdjęciach satelitarnych Oceanu Indyjskiego dwa obiekty, być może szczątki samolotu. W miejsce, gdzie mają się znajdować, położone około 2300 km na południowy zachód od miasta Perth, rząd Australii wysłał cztery wojskowe samoloty poszukiwawcze i dwa okręty. Eksperci ostrzegają, że mimo to poszukiwanie domniemanych fragmentów samolotu może potrwać nawet kilka dni.
Chcesz na bieżąco śledzić sytuację za granicą? Ściągnij naszą aplikację Gazeta.pl LIVE na Androida | Windows Phone | iOS