Szef Malaysian Airlines: "W luku zaginionego samolotu były łatwopalne baterie litowo-jonowe". Kilka dni temu mówił co innego

Zaginiony samolot przewoził w luku bagażowym łatwopalne baterie litowo-jonowe - przyznał szef linii lotniczych Malaysia Airlines. A kilka dni temu zapewniał, że na pokładzie maszyny nie było żadnych niebezpiecznych ładunków - podkreśla "Daily Mail".

Dopytywany kilka dni temu przez dziennikarzy o ładunek zaginionej maszyny prezes Malaysian Airlines Ahmad Dżauhari odparł, że samolot przewoził drzewa owocowe - mangostany, które miały trafić do Chin. Dziś, cytowany przez "Daily Mail" powiedział:

- Samolot wiózł małe baterie litowo-jonowe, zaaprobowane przez Międzynarodową Organizację Lotnictwa Cywilnego (ICAO).

Szef linii lotniczych stwierdził też, że władze sprawdzały ładunek maszyny, ale nie uznały baterii za niebezpieczne - mimo przepisów klasyfikujących je jako takie - ponieważ zostały zapakowane zgodnie z regulacjami bezpieczeństwa.

Przez 22 lata 140 "incydentów" w samolotach przez baterie

"Daily Mail" przypomina, że baterie litowo-jonowe, powszechnie używane w telefonach komórkowych czy laptopach, bywały w przeszłości przyczyną pożarów w samolotach. Według amerykańskiej Federalnej Administracji Lotniczej (Federal Aviation Information, FAA) umieszczone w bagażu podręcznym i w luku bagażowym baterie spowodowały od 1991 r. do 17 lutego 2014 r. ponad 140 "incydentów" na pokładach samolotów. W pojedynczych przypadkach doszło do katastrofy - w każdym z nich chodziło jednak o samoloty transportowe, nie zaś osobowe.

Ekspert: To "wzmocniło" moje przekonanie o pożarze w luku

Informacja, którą podał dziś Ahmad Dżauhari, rzuca nowe światło na jedną z teorii zniknięcia samolotu: pożar na pokładzie, w wyniku którego załoga i pasażerowie stracili przytomność od wdychania trujących wyziewów - co doprowadziło do katastrofy.

Jak twierdzi w rozmowie z "Daily Mail" były szef FAA Billie Vincent, informacja o bateriach "wzmocniła" jego przekonanie, że w luku bagażowym wybuchł pożar, niszcząc systemy komunikacyjne samolotu. Ale Ahmad Dżauhari zarzeka się, że baterie sprawdzono kilka razy.

54 minuty ostatniej rozmowy pilotów z kontrolą lotów

Dziś media ujawniły też zapis 54 minut ostatnich rozmowy między malezyjską kontrolą lotów a pilotami zaginionego samolotu. Według tej taśmy moment, gdy samolot wykonał niespodziewany zwrot na zachód, zbiegł się z momentem, gdy kontrolerzy lotu w Kuala Lumpur przekazali obsługę samolotu swoim kolegom z Wietnamu.

- Między końcem połączenia z jednymi kontrolerami a początkiem połączenia z drugimi mogła być chwila przerwy. To był jedyny moment lotu, w którym być może [maszyny] nie dało się śledzić z ziemi. Gdybym miał porwać samolot, wybrałbym właśnie ten moment - spekuluje na łamach "The Telegraph" były pilot British Airways Stephen Buzdygan.

Bezowocne poszukiwania zaginionego samolotu

Ale wciąż nie wiadomo, co naprawdę było przyczyną zaginięcia - już prawie dwa tygodnie temu - samolotu Malaysian Airlines. Boeing 777 z 239 osobami na pokładzie zniknął z radarów 8 marca, mniej niż godzinę po starcie z lotniska w Kuala Lumpur. Samolot leciał do Pekinu.

Prowadzone przez wiele państw, a koordynowane przez Malezję poszukiwania, które obecnie koncentrują się w południowej części Oceanu Indyjskiego u wybrzeży Australii, dotychczas nie przyniosły żadnych konkretnych rezultatów.

Jednak 20 marca australijscy eksperci odkryli na zdjęciach satelitarnych Oceanu Indyjskiego dwa obiekty, być może szczątki samolotu. W miejsce, gdzie mają się znajdować, położone około 2300 km na południowy zachód od miasta Perth, rząd Australii wysłał cztery wojskowe samoloty poszukiwawcze i dwa okręty. Eksperci ostrzegają, że mimo to poszukiwanie domniemanych fragmentów samolotu może potrwać nawet kilka dni.

Chcesz na bieżąco śledzić sytuację za granicą? Ściągnij naszą aplikację Gazeta.pl LIVE na Androida | Windows Phone | iOS

Więcej o: