Inmarsat podzielił się swoimi podejrzeniami z firmą partnerską w Malezji już 11 marca, a następnego dnia z malezyjskimi śledczymi badającymi sprawę zaginięcia samolotu - podaje ABC News .
Mimo to władze Malezji dopiero 15 marca przyznały, że dane z satelitów faktycznie sugerują, że samolot mógł się rozbić na Oceanie Indyjskim. Tam też skierowały uwagę swoich brygad poszukiwawczych.
- Malezja zrobiła to tak późno, ponieważ nasza informacja stanowiła tylko drobną część jej dochodzenia - powiedział w stacji BBC Chris McLaughlin, rzecznik firmy Inmarsat.
- Z naszej strony zachowaliśmy się bardzo prawidłowo. Podzieliśmy się naszą wiedzą najszybciej, jak to było możliwe. Nie do nas już jednak należało zastanawianie się, jakie hipotezy będzie brał pod uwagę w swoich poszukiwaniach rząd Malezji - powiedział McLaughlin.
Boeing 777 Malaysia Airlines z 239 osobami na pokładzie zniknął z radarów 8 marca, mniej niż godzinę po starcie z lotniska w stolicy Malezji Kuala Lumpur. Samolot leciał do Pekinu. Koordynowane przez Malezję poszukiwania prowadzone przez wiele państw dotychczas nie przyniosły żadnych rezultatów.
Chcesz na bieżąco dowiadywać się o najnowszych wydarzeniach? Ściągnij naszą aplikację Gazeta.pl LIVE na Androida | Windows Phone | iOS