Ksiądz rektor przyjechał do Lublina m.in. spotkać się ze studentami Wydziału Politologii Uniwersytetu Marii Curie-Skłodowskiej. W rozmowie z nami przyznał, że na Ukrainie codziennie odbywa wiele bardzo trudnych rozmów ze studentami, ich matkami, ojcami. - Boją się wojny - mówi nam duchowny.
Ks. Bogdan Prach: - Wszyscy jesteśmy niestety bardzo przerażeni tym, co się dzieje na Ukrainie. Do tej pory nie mieliśmy powodów myśleć, że taka sytuacja na Ukrainie zaistnieje. Oczywiście problem zapędów Rosji istniał od zawsze, ale w ostatnich latach nie zauważaliśmy, że aż taka eskalacja będzie, taka agresja na terytorium Ukrainy.
- Są bardzo zaangażowani. Szukamy porozumień ze studentami ze wschodu Ukrainy. Nawet ostatnio mieliśmy u nas we Lwowie spotkanie z taką grupą. Przyjechali na zaproszenie naszych studentów dziennikarstwa. Większość była pierwszy raz we Lwowie.
Zrozumiałe jest, że ta propaganda też na nich wpłynęła - przyjechali z pewnymi obawami, a tu zobaczyli zupełnie normalny świat. Te nasze spotkania były bardzo miłe, wspólne, wszyscy się zastanawialiśmy, co dalej robić, jak postępować.
- Takie rozmowy są na porządku dziennym. I bardzo trudno jest cokolwiek radzić, dlatego, że to nie jest de facto na dziś konflikt ukraińsko-rosyjski, to jest konflikt globalny, między mocarstwami. Ukraina na dzień dzisiejszy nic nie może zrobić, by coś zmienić w tej sytuacji.
- Najwięcej jest młodych małżeństw, które boją się o perspektywy dla swoich dzieci, boją się o ich przyszłość. Tak samo matki i ojcowie młodych ludzi, którzy mogą pójść na wojnę, też boją się przelewu krwi. Zresztą ta krew już się przelała w Kijowie. To wzbudza ogromny strach, bo nie tego chcielibyśmy. Wszyscy to przeżywają, to największy problem.
- Rodzice tych młodych ludzi mówią mi wprost, że rozumieją, że trzeba stanąć w obronie ojczyzny, tylko nie chcą, żeby to była na darmo przelana krew. Mówią mi, że walka musi mieć jakiś sens, że musi dojść do porozumienia.
- Tak, oczywiście. Jak tylko wybuchły te protesty na Krymie, sam pomagałem kilku rodzinom, znajomym i nieznajomym, przedostać się tutaj, do Polski. Zamieszkali w Bieszczadach czy w pobliżu granicy, u rodzin czy w hotelach. Ale w tej chwili wszyscy już wrócili, wrócili do swoich domów.
- Tak, nasi pracownicy już dostali pisma, chodzi mi o młodych wykładowców, którzy niedawno przechodzili szkolenia wojskowe. Mają się stawić w komendach uzupełnień. Na razie tylko się stawić. I oni nas o tym informują, mówiąc: "Tak, my idziemy. Takie jest nasze powołanie na dzień dzisiejszy".
Jeżeli chodzi o studentów, tutaj sytuacja jest inna. Oni są w ogóle jeszcze nieprzeszkoleni, praktycznie wszyscy są na dziś zwolnieni ze służby wojskowej i nie mają o niej zielonego pojęcia. Ale oni też są gotowi pójść i zaangażować się w walkę, czego byśmy bardzo nie chcieli.
- Myślę, że powinniśmy się przygotować jakoś na ten najgorszy wariant, na coś bardzo złego. Jeśli do tego dojdzie, to w takim samym stopniu dotknie i nas, i Polskę, ale też całą Europę. Choć ja wierzę oczywiście, jako przedstawiciel Kościoła greckokatolickiego, że jednak uda się dyplomatycznymi ścieżkami to wszystko załatwić. Największe nadzieje pokładamy w Ameryce i Europie.
Ma być podpisana umowa stowarzyszeniowa z Unią Europejską. Wierzę, że ona może pomóc, ale może też bardziej rozdrażnić Rosję. Ja mówię też moim rozmówcom, że ważna jest modlitwa. Zresztą, gdy tylko zaczęły się te nieporozumienia, wszystkie kościoły na Ukrainie zaczęły nawoływać do modlitwy. I ta modlitwa była i jest bezustanna.