O hipotezach dotyczących zaginięcia boeinga 777 Malaysian Airlines rozmawiamy z Andrzejem Mroczkiem, ekspertem ds. terroryzmu z Collegium Civitas.
- Gdyby gdzieś wylądował, już dawno zostałoby to wychwycone. Możemy zastanawiać się tylko, czy samolot spadł do wody w całości, i dlatego nie można znaleźć jakichś jego szczątków, czy doszło do silnej eksplozji, która rozerwała go na tak małe kawałeczki, że nie można ich znaleźć na morzu. Ale to musiałby być wybuch jądrowy i wszystko musiałoby wyparować.
- To dziwna informacja. Nie jestem specjalistą, jeśli chodzi o nawigację i o loty, ale na zdrowy rozum - "niezidentyfikowany" samolot to taki, który nie emitował żadnych identyfikacyjnych sygnałów, czyli np. samolot wojskowy. Moim zdaniem informacja Reutera jest zbyt lakoniczna. Nie bardzo mnie ona przekonuje, choć nie można wykluczyć, że ów niezidentyfikowany statek powietrzny był zaginionym boeingiem 777.
Równie prawdopodobne jest jednak, że był to, jak już mówiłem, samolot wojskowy jednego z państw w tamtym rejonie świata, samolot przemytników albo kooperujący ze zorganizowanymi grupami przestępczymi. A takich nielegalnych lotów żadne służby przecież nie kontrolują.
- Oczywiście! Dochodzi tu do niezidentyfikowanych rejsów statków oraz przelotów. Są one powiązane z przestępczością zorganizowaną. Mogą też to być ruchy terrorystów, którzy wykorzystują te same kanały przerzutowe co handlarze ludźmi i narkotykami.
- Nie wiadomo. Ja sam nie skłaniam się ku temu, że na 100 procent zniknięcie boeinga miało tło terrorystyczne. Choć oczywiście, to prawdopodobne: samolot mógł być uprowadzony w celach późniejszego wykorzystania, na chwilę obecną trudnych do sprecyzowania.
- Tak, ale to o niczym nie świadczy. Dam panu takie porównanie: napadam na bank, uciekam. Jest faza ucieczki, potem faza ukrycia. Kiedy wydaję pieniądze, które zrabowałem?
- No właśnie, sam sobie pan odpowiedział na pytanie. Proszę sobie przełożyć tę sytuację z bankiem na tę z samolotem. Teraz trwają zakrojone na dużą skalę poszukiwania maszyny. Jeśli ten samolot jakimś cudem gdzieś wylądował, można by przyjąć, że na żądania terrorystów poczekamy, aż sytuacja się uspokoi.
- Właśnie. Takie maszyny lądują tylko na dużych lotniskach. Wiedzielibyśmy o tym.
- Trzeba zastanowić się, w jakiej kondycji psychicznej była załoga samolotu, szczególnie piloci. Ich stan psychiczny mógł być przyczyną ewentualnego rozbicia maszyny.
- Tak. Czy mamy wiedzę o tym, jak układało się życie pierwszego pilota? Nie mamy. To jest abstrakcyjna, ale jednak możliwa teoria. Nie można wykluczać wątku osobistego. W tym wypadku naprawdę trudno jest na razie cokolwiek powiedzieć. Mogło po prostu dojść do katastrofy z powodu jakiegoś czynnika technicznego.
- Nie, nie wierzę w to. Taka operacja byłaby logistycznie bardzo skomplikowana i po tylu dniach wyszłaby na jaw. Ale wie pan, mnie zastanawia jedna rzecz. W samolocie, który zaginął, były osoby z "lewymi" paszportami. Mogły zostać wystawione na wabia np. przez terrorystów. Po to, żeby skierować śledztwo na niewłaściwe tory, opóźnić je. Mogła to być przykrywka.