- Jeśli w ubiegłym roku sprzedano blisko 150 mln opakowań suplementów, to każdy z nas teoretycznie zjadł 4-5 opakowań. A ja nie zjadłam ani jednego, więc komuś oddałam moją porcję - mówiła w TOK FM prof. Małgorzata Kozłowska-Wojciechowska* z Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego.
- Polska jest zagłębiem suplementów diety - skonstatowała ekspertka.
Problem nie dotyczy jednak wyłącznie dorosłych. Suplementy łykają też dzieci. - Rodzice uważają, że wydając na nie pieniądze, dbają o zdrową dietę swoich dzieci. Tymczasem podawanie dzieciom suplementów w postaci witamin, nie składników mineralnych, ale właśnie witamin, powoduje pogorszenie stanu ich zdrowia, ponieważ blokuje ich własny naturalny system odpornościowy - zaznaczyła naukowiec.
Kozłowska-Wojciechowska wyjaśniała, że organizm człowieka rozwija się do 25. roku życia. - I jeśli w tym czasie podajemy suplementy bez wyraźnego wskazania w tym kierunku, to zwyczajnie szkodzimy dzieciom czy młodym ludziom - podkreślała. Zwłaszcza że często rodzice, najczęściej pod wypływem reklam, kupują wiele substancji zupełnie "profilaktycznie". - Wiemy, jakie suplementy powinny być podawane i komu. Jest ich naprawdę niewiele - wskazywała badaczka.
Jakie więc substancje są dzieciom i młodym ludziom potrzebne? Jak wyjaśnia profesor, w przypadku dziewcząt częste są niedobory kwasu foliowego i żelaza, a u dzieci powszechny jest niedobór witaminy D, wapnia i kwasów omega-3. - To wiadomo, bo takie niedobory powoduje typowa dieta i tych składników w niej występuje za mało. Ale nikt nie prowadzi tak ścisłego monitoringu spożycia, by stwierdzić jednoznacznie, że mały Jaś potrzebuje tego i tego, a duży Jan tego i owego. Nie, nie wiemy tego. To "zgrubne" dane. Dlatego podawanie konkretnych zaleceń w reklamach suplementów woła o pomstę do nieba. I jeśli się za to wszyscy nie weźmiemy, to się źle skończy dla naszego społeczeństwa - grzmiała profesor.
- Haczykiem jest fakt, że suplementy występują w tabletkach, drażetkach, kapsułkach, syropach, kropelkach, czyli są odmierzalne. W związku z tym ludzie kojarzą te produkty z produktami leczniczymi. Bo tabletka leczy - mówiła Kozłowska-Wojciechowska. - Ale tabletka suplementu ma tylko uzupełnić niedobór, na dodatek niedobór, o którym wiemy, że u danej osoby występuje. A bez specjalistycznych badań tego nie wiemy. Fakt, że wczoraj wypiłem szklankę mleka, a nie zrobiłem tego dzisiaj, nie oznacza, że mam od razu niedobór wapnia - wskazywała profesor.
Badaczka ubolewała, że Polacy łykają ogromne ilości leków i suplementów, a nie rozumieją, często przez reklamy, co spożywają. - Jak słyszę o 'naturalnym magnezie', to aż mnie trzęsie, przecież to jest oszustwo. Proszę mi wytworzyć naturalny albo sztuczny magnez. Nie ma nienaturalnego magnezu! Nie ma nienaturalnego pierwiastka i tego nas wszystkich uczono w szkole podstawowej! - tłumaczyła profesor. - Ale w reklamach pojawia się co i raz, bo słowo "naturalny" ludziom kojarzy się z czymś dobrym - dodała. A to przekłada się na wyniki sprzedaży.
Oddzielną kwestią jest, zdaniem badaczki, fałszowanie suplementów. Zwłaszcza tych sprzedawanych przez internet. - To ogromny problem. Suplementy nie podlegają żadnym obostrzeniom, jak leki. Bardzo prosto wprowadzić je na rynek. Powinny być badane przez sanepid, ale nie ma możliwości, żeby stacje zbadały wszystko, co jest na rynku - skwitowała profesor.
*Prof. dr hab. n. med. Małgorzata Kozłowska-Wojciechowska, jest Kierownikiem Zakładu Opieki Farmaceutycznej Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego, autorką licznych publikacji naukowych na temat diety i suplementacji