- Matkę dziewczynki już znaliśmy. Zajmowaliśmy się nią przy poprzedniej ciąży. Wiedzieliśmy, że nie brała leków przeciwko HIV, co zwiększa zagrożenie dla dziecka - mówi w "The Detroit News" dr Audra Deveikis, specjalistka od chorób zakaźnych z Miller Children's Hospital w Los Angeles, gdzie dziewczynka się urodziła.
Deveikis zaczęła leczyć dziecko zaledwie cztery godziny po porodzie. Badania potwierdziły obecność u noworodka wirusa HIV. Jednakże po sześciu dniach kuracji już go nie było. Ten stan pozostaje do dziś - blisko rok po narodzinach - podaje "Los Angeles Times" .
Dziecko wciąż otrzymuje leki, stąd nie można z całą pewnością stwierdzić, że nic mu już nie grozi. - To niezbadane terytorium - mówi w "Los Angeles Times" dr Yvonne Brynson, specjalistka od chorób zakaźnych przy Mattel Children's Hospital UCLA. Z lekarką konsultowano, jak powinna wyglądać opieka nad dziewczynką. - Jedyny sposób, by zyskać pewność, to zakończyć terapię - dodaje Brynson.
Dziewczynka urodziła się w kwietniu ubiegłego roku, zaledwie miesiąc po tym, jak naukowcy ujawnili podobny przypadek z Missisipi. Wówczas dziecko zostało poddane leczeniu po 30 godzinach od narodzin. Dziś ma trzy i pół roku. Od dwóch lat nie przyjmuje lekarstw. Badania nie wykazują obecności wirusa HIV - informuje "The Detroit News".
Przypadek dziecka z Missisipi był pierwszym, który wskazał na skuteczność szybkiej i intensywnej terapii zaraz po narodzinach dziecka. W ciągu dwóch miesięcy mają rozpocząć się badania kliniczne na 60 noworodkach z całego świata. Dziewczynka z Los Angeles prawdopodobnie będzie dostawała lekarstwa, dopóki testy nie wykażą skuteczności terapii po dłuższym czasie - podaje "Los Angeles Times".
Chcesz wiedzieć więcej i szybciej? Ściągnij naszą aplikację Gazeta.pl LIVE na Androida | Windows Phone | iOS