Jarosław Kaczyński przypomniał w niedzielę wypowiedź prezydenta Lecha Kaczyńskiego z 2008 roku : - Padły wtedy słowa: "najpierw Gruzja, potem Ukraina, kraje przybałtyckie, a potem Polska". Trzeba je dziś brać pod uwagę jako coś, co może być prawdziwe" - zaznaczył prezes PiS.
Prawicowe media przytaczają zaś inne słowa zmarłego prezydenta, który ostrzegał przed rosyjskimi roszczeniami względem Krymu. Michał Karnowski, publicysta "W Sieci", przekonuje dziś w "Super Expressie", że Donald Tusk zarzucił budowanie koalicji państw przeciwko Rosji. Jego zdaniem według PO "historia się skończyła, możemy zająć się konsumpcją, jesteśmy w NATO i UE i nic nam nie zagraża". "Dziś ta polityka zbankrutowała, a prognozy opozycji się sprawdziły" - zaznacza Karnowski.
Tuż obok "Super Express" zamieścił rozmowę z Jackiem Żakowskim. Publicysta przekonuje, że "nie przejdzie mu przez gardło" przyznanie racji Lechowi Kaczyńskiemu. "Nikt nigdy w Polsce nie miał większych złudzeń co do intencji Rosji w sensie odbudowy imperium. Problemem pozostają metody reakcji. (...) w przypadku Kaczyńskiego nieodpowiedzialne było wystawianie nas na pierwszy front nierównych zmagań bez poparcia Zachodu".
- Charakterystyczne zestawienie opinii - stwierdził Jan Wróbel w Poranku Radia TOK FM. - Kaczyński mówił oczywiście źle w złym momencie, a teraz mówi się dobrze w dobrym momencie - skomentował wypowiedź Żakowskiego.
- Te dwie wypowiedzi są przykładem powrotu do klasycznie polskiego sposobu dyskutowania - stwierdził w Poranku Radia TOK FM dr Łukasz Jasina, publicysta "Kultury Liberalnej". - Jak ktoś nie popiera dyskusji braci Kaczyńskich, zawsze znajdzie argument przeciwko nim. A jak ktoś za wszelką cenę idealizuje tych ludzi, zawsze znajdzie argument przeciwko ich przeciwnikom - wyjaśnił.
- Możemy zgodzić się, że prezydent Kaczyński miał sporo racji w swoich wypowiedziach na temat Rosji - powiedział Jasina. - W 2008 roku zachował się jak trzeba, definiował słusznie różne zagrożenia wiązane z Rosją. Akurat tutaj nie mogę zgodzić się z Jackiem Żakowskim, bo wbrew pozorom nie zawsze w polityce jest tak, że kiedyś można krytykować, a kiedyś nie można - zaznaczył komentator. - To nie było tak, że Putin jest teraz znacznie gorszy niż w 2010 roku. On prowadzi tę samą politykę - dodał.
- To nie jest tak, że polska polityka wschodnia nagle zmieniła się po zmianie rządu - zaznaczył Andrzej Talaga, publicysta, były wiceszef "Rzeczpospolitej". - Ona się nie zmieniła. Jest mniej więcej taka sama, ale akcenty są gdzie indziej położone - przekonywał.
- Podstawową ideą, myślą Lecha Kaczyńskiego było zbudowanie "sojuszu międzymorza". Wszystkie kraiki między Rosją a Zachodem, które mają złe doświadczenia z Rosją, miały zawrzeć sojusz i bronić się przed Moskwą. To było nierealistyczne, ale trzeba było próbować - tłumaczył Talaga. - Dlaczego nierealistyczne? Bo te państwa są za słabe i mają często rozbieżne interesy. Polska z Węgrami nie będzie miała wspólnego interesu - dodał.
- Zmiana akcentu nie polegała na tym, że Rosja stała się przyjacielem - mówił Talaga. - Gdyby była przyjacielem, nie budowalibyśmy za rządów Platformy armii do wojny z Rosją. Bo tak nasza armia jest pozycjonowana, choć nikt oficjalnie tego nie powie. Nie mówilibyśmy też tyle o dywersyfikacji dostaw surowców energetycznych. Nie wkładalibyśmy tyle pieniędzy w budowę interkonektorów i gazoportu, gdyby nie było obawy przed Rosją - przekonywał.
- PO tak samo postrzega Rosję, ale zmieniła akcenty. Tak, że skoro słabe kraiki nie są w stanie powstrzymywać Rosji, trzeba zwrócić się ku silnym: Niemcom i Francji. Bo USA nie chce się ku nam zwrócić. To jest przełożenie akcentów, żeby kto inny był sojusznikiem w konfrontacji z Rosją - zakończył publicysta.