"Süddeutsche Zeitung" pisze w komentarzu pt. "Putin bierze sobie, co chce", że prezydent Rosji "tydzień po przełomie w Kijowie sformułował odpowiedź na rewolucję: chce kontrrewolucji. Putin chce zmiany sytuacji na Ukrainie i widocznie jest gotów na największe ryzyko: wojnę. Ta zimna krew przyprawia o dreszcze. Zdecydowany nie tylko na interwencję wojskową, stworzył fakty dokonane na Krymie, zanim uprzedzi go inna potęga militarna. On wie, że nikt na Ukrainie, nie mówiąc o Zachodzie, nie potrafi odeprzeć tej interwencji militarnej. Zwycięża naga przemoc" - pisze "SZ".
I dalej: "Ta bezczelność prezydenta jest bezprzykładna. Człowiek, który sam miesiącami uniemożliwiał humanitarną interwencję w Syrii, zwracając uwagę na suwerenność państwową, teraz łamie prawo międzynarodowe i zleca militarną interwencję na Krymie. (..) Ryzykuje wszystko dla jednego celu: Rosja nie może dalej redukować swojej strefy wpływów. Przewrót w Kijowie traktuje jako porażkę. Jego propaganda przypisuje to faszystom. To jeszcze nie koniec tej dramatycznej eskalacji".
"Frankfurter Allgemeine Zeitung" pisze o "niebezpiecznej grze Putina", który "mógłby się przeliczyć, przywłaszczając sobie Półwysep Krymski".
"Swojego czasu interesom potężnego Kremla zagrażała 'praska wiosna'. Dzisiaj, inaczej niż przed pięciu laty w przypadku Gruzji, Putin i jego świta czują elementarne zagrożenie na skutek przewrotu. Ich postępowanie nie jest bezprzykładne - ale jest bezprzykładnie niebezpieczne. Putin swą prośbą o zgodę na interwencję militarną, na którą w sobotę przystała wyższa izba rosyjskiego parlamentu, nie tylko bardzo świadomie sprowokował nowy rząd ukraiński, ale też tych, których Rosja uważa za wrogów w staraniach o strefy wpływów: Unię Europejską, Stany Zjednoczone i NATO".
Stołeczny "Tagesspiegel" pisze w komentarzu pt. "Teoria chaosu rosyjskiej polityki zagranicznej", że kryzys na Krymie to "zainscenizowana prowokacja jak z podręcznika KGB: destabilizuj i przygotuj grunt pod interwencję pod pretekstem ochrony rosyjskiej mniejszości".
"Europa i USA po prostu nie mają już silnych nerwów na konfrontację z Rosją. Rosja jest wprawdzie słabsza pod względem militarnym i gospodarczym w porównaniu z USA i UE. Jednakże w ostatnim czasie w wielu konfliktach zwycięża, ponieważ Putin - inaczej niż Zachód - jest jeszcze gotów uaktywnić zasoby władzy swego kraju i ryzykować. Przypominająca XIX wiek gotowość zaangażowania się w konflikt bije na głowę postmodernistyczne niezdecydowanie. I tak niezamierzenie śmiesznie brzmi oświadczenie prezydenta Baracka Obamy, który chce jakoś tam zademonstrować siłę, ale przede wszystkim stara się możliwie nie definiować czerwonej linii. Albo, kiedy szefowie dyplomacji Francji, Niemiec i Polski 'wyrażają głębokie zaniepokojenie napięciami na Półwyspie Krymskim'. Wygląda to tak, jakby Rosja nie była odpowiedzialna jednocześnie za jedno i drugie: za wywołanie napięć, tak samo jak za późniejsze 'uspokojenie' przez własne wojsko".
"Der Spiegel" pisze o "dylemacie Europejczyków". "Ostry kurs wobec Moskwy czy zabiegi dyplomatyczne? Kryzys na Krymie jest bardzo kłopotliwy dla unijnej polityki zagranicznej - i może przynieść Rosji poważne korzyści". Jakie powinny być kolejne kroki?" - pyta "Spiegel".
"Rodzaj planu Marshalla dla Ukrainy, który umożliwi jej szczególnie dostęp do rynków unijnych? Albo perspektywa członkostwa w UE dla drugiego co do wielkości kraju Europy? Nadzieje na rychłe członkostwo Barosso właśnie ostudził. Także wiele krajów członkowskich sceptycznie ocenia taki krok. Nawet z Umową Stowarzyszeniową z Ukrainą, która według oficjalnych deklaracji, czeka na podpisanie, wielu polityków w Brukseli najchętniej by poczekało. Rychłe podpisanie jej przed wyborami do PE w maju nie jest sprawą naglącą, priorytetem jest najpierw finansowa sytuacja w Kijowie".
Artykuł pochodzi z serwisu ''Deutsche Welle''