"A mnie to ani nie śmieszy, ani nie rajcuje. Po prostu, co za tępa dzida zrobiła coś takiego? A druga równie tępa dzida zaakceptowała? Ja bym za to zabrał uprawnienia do wykonywania zawodu, bo to nie tylko kicz, nie tylko błazenada i po prostu źle wykonana praca - to jest głupota najniższych lotów i tacy ludzie nie powinni mieć dyplomu" - pisze Radek na fanpage serwisu Transport-Publiczny.pl , który jako pierwszy opisał sprawę.
"Co za debilizm" - ocenia z kolei Malvina. "Co to za idiota wymyślił?" - pyta Ryszard. "Miałam przyjemność zjeżdżać, a raczej sprowadzać rower z dzieckiem w foteliku. Ledwo pokonywaliśmy zakręty, a o minięciu się z kimś nie bardzo była mowa... Siedlecka rzeczywistość" - pisze Paulina.
Krzysztof zauważa zaś: "Podjazd prowadzi na chodnik przy obwodnicy na obrzeżach miasta. Droga łącząca jakiekolwiek zabudowania, która musi przechodzić przez ten podjazd, ma co najmniej 1,2 km wśród łąk (realnie 3-5 km, jeśli choć jeden punkt zaczepimy w budynku użyteczności publicznej/sklepie/bibliotece itp). W efekcie nie jest to miejsce szczególnie uczęszczane przez ogół pieszych, nie mówiąc o niepełnosprawnych. Żeby wybrać się tutaj samemu wózkiem inwalidzkim, trzeba mieć siłę w rękach nie z powodu podjazdu, ale przez wzgląd na odległości".
Po tym, jak Transport-Publiczny.pl opublikował zdjęcie podjazdu, sprawą zainteresował się serwis Niepelnosprawni.pl. O ocenę przedsięwzięcia poprosił Kamila Kowalskiego, współpracującego z Integracją specjalistę ds. dostępności. Jego zdaniem od strony prawnej projektant podjazdu dla niepełnosprawnych jest "czysty". - Przepisy nie mówią o maksymalnej dopuszczalnej wysokości pochylni. Znajdziemy jedynie informację o dopuszczalnej długości biegu. W większości wypadków będzie to 9 metrów, ale wystarczy podzielić pochylnię na krótsze odcinki spocznikami i wtedy zgodnie z prawem możemy umieścić dowolną liczbę biegów - zaznaczył.
Kowalski dodał jednak, że od strony praktycznej "sytuacja przedstawiona na zdjęciu jest oczywiście absurdalna". - Czas potrzebny do pokonania tak długiej pochylni będzie bardzo długi. Musimy pamiętać o osobach ze słabszymi kończynami górnymi, dla których pokonanie tak dużej wysokości będzie bardzo trudne lub wręcz niemożliwe. (...) Wydaje się, że w tym przypadku najkorzystniejszy byłby dźwig osobowy - powiedział.
Czy Urząd Miasta w Siedlcach nie mógł pomyśleć o windzie? Paweł Mazurkiewicz, inspektor ds. komunikacji społecznej UM w Siedlcach, tłumaczył w rozmowie z serwisem Niepelnosprawni.pl, że dźwig osobowy w tym przypadku byłby zbyt kosztowny.
Jak wyjaśnił, podjazd znajduje się na peryferiach miasta, przy obwodnicy. - Przy bardzo małej liczbie korzystających osób trudno mówić, żeby robić tutaj windę, czyli urządzenie mechaniczne. Lepiej zrobić coś takiego, co jest bezobsługowe - stwierdził.
Mazurkiewicz zaznaczył, że nikt z poruszających się na wózku mieszkańców Siedlec nie zgłaszał żadnych uwag do tego podjazdu. - Ja wiem, że to wygląda jak labirynt, może groteskowo, ale naprawdę z tego można skorzystać. Może w tym przypadku trudno o tym mówić, ale zasadne jest pytanie, czy dla, powiedzmy, jednej osoby, korzystającej z tego na dwa miesiące, bo mało osób z tego korzysta, warto rzeczywiście inwestować grube pieniądze w windę? - powiedział.
Więcej w serwisie Niepelnosprawni.pl i Transport-Publiczny.pl >>
Chcesz na bieżąco dowiadywać się o najnowszych wydarzeniach? Ściągnij naszą aplikację Gazeta.pl LIVE na Androida | Windows Phone | iOS