Darek Zalewski z Kijowa: "Protestujący Ukraińcy są niezwykle dobrze zorganizowani"

Reporter TOK FM opowiada: - Majdan jest regularnie sprzątany, cały czas dostępne jest bezpłatne wi-fi. Fenomenem są "bataliony herbatniczek". To dwie lub trzy dziewczyny z termosami. Dają "chłopcom" ogromne psychiczne wsparcie.

Majdanowcy przyjechali z różnych regionów kraju, mają różne poglądy, pochodzą z różnych warstw społecznych, o różnym statusie. Ale w ich działaniach nie ma żadnego chaosu. Każdy wie, co ma robić, jakie jest jego zadanie. Są doskonale o wszystkim poinformowani. Sami przekazują sobie te informacje, ale korzystają też z serwisów społecznościowych. Nawet na barykadach. A jest i kilku takich, którzy po prostu czytają tam książki, także elektroniczne. Wtedy pałka, kij czy tarcza stoi oparta obok.

Bezprzewodowy internet i sprzątanie placu

Choć wszystko dokoła wygląda jak pogorzelisko, na samym Majdanie cały czas dostępne jest bezpłatne wi-fi. Majdanowcy regularnie sprzątają plac, dostarczają zaopatrzenie, to działa jak osobny organizm w środku Kijowa. Odcięty od reszty miasta barykadami.

Wieczorem i przez całą noc dociera tu zaopatrzenie: jedzenie, koce, napoje. Każdy, kto przychodzi na Majdan, coś z sobą przynosi. Jedzenie w reklamówkach, wodę, przygotowane kanapki, herbatę. Ludzie rozkładają to, gdzie tylko jest wolne czyste miejsce i częstują wszystkich. Jeszcze niedawno gromadzili także butelki z benzyną, kamienie i podręczną broń, czyli wszystko, co nadawało się do odpierania ataków Berkutu - rurki, pałki, kije bejsbolowe. Teraz bardziej niż do walki maczety i siekiery potrzebne są do tego, żeby sobie zorganizować życie, porąbać drewno na ognisko.

Do ochrony używali kasków rowerowych i motocyklowych czy budowlanych, mieli też ochraniacze piłkarskie, snowboardowe, motocyklowe. Niektórzy dysponowali nawet kamizelkami kuloodpornymi, inni zakładali na siebie fragmenty blachy. W tej chwili na Majdanie i w okolicy jest już bezpiecznie, więc powoli odkładają to wszystko na bok. Zresztą nie wszyscy demonstranci byli tak dobrze uzbrojeni czy zabezpieczeni. Wielu protestujących przychodziło tutaj po prostu w wolnym czasie. Wcześniej dość często pojawiały się tu nawet dzieci, ostatnio ich tu już nie ma.

Dziewczyny z herbatą uspokajają chłopaków

Fenomenem Majdanu są "bataliony herbatniczek". To nie jest oficjalna nazwa, a wymyślona na potrzeby chwili. To zwykle dwie lub trzy dziewczyny z termosami. Roznoszą herbatę, gorące mleko, czasem kawę. Idą ulicą albo między protestującymi, pytają, kto chce herbaty lub czegokolwiek innego do picia i częstują. Dziewczyny dają też psychiczne wsparcie "chłopcom" (tak nazywają walczących na barykadach). Godziny, dni i tygodnie w potwornym stresie. Nietrudno sobie wyobrazić, w jakiej kondycji są tu ludzie. Ale kiedy nie jest to konieczne, kiedy nie muszą zbierać sił do walk z Berkutem, bojowe nastroje chowają w środku. Wtedy kilka słów zamienionych z którąś z "herbatniczek" czy uśmiech dziewczyny pomagają im się uspokoić. Nie tylko ja to zauważyłem. Mówią o tym i sami majdanowcy, i dziewczyny z Tea Team.

W okolicy przez kilka ostatnich dni wszystko było zamknięte. Żadnych sklepów, restauracji, barów. W kilku punktach z samochodów już od wczoraj można kupić kawę, wcześniej też jakieś szybkie śmieciowe jedzenie w dwóch miejscach na dole Majdanu, przy stacji metra. Otwarty był też jeden z barów, przychodzili tam głównie dziennikarze i nieliczni majdanowcy.

Majdanowcy nadal mają zwiadowców i patrole na każdej barykadzie. A także służby porządkowe. A przy tym są niezwykle dla siebie życzliwi. Także dla wszystkich przyjezdnych i mediów. Wiedzą, że tylko jeśli informacje z Ukrainy wydostaną się poza kraj, będą mogli osiągnąć swój cel. Ten najważniejszy i ciągle niespełniony to odsunięcie Janukowycza od władzy. Za to życie oddało wielu ludzi. Nazywają ich tu Bohaterami Majdanu.

Czytaj relację Darka Zalewskiego z Kijowa