- Podstawowy zarzut wobec ministerstwa jest taki, że minister sprawiedliwości podrzucił materiały do celi pana T. (...) A ja mogę powiedzieć, że tego nie zrobił. Cela jest monitorowana od 3 stycznia 2013 roku, nie ma śladu podrzucenia, nie ma śladu obecności osoby, która by była nieuprawniona. Najważniejsze jest to, że znalezione materiały, wbrew temu, co twierdzi pan T. i jego pełnomocnik, nie są materiałami, które zawierają wizerunek chłopca z kolonii z jego mamą - powiedział wiceminister sprawiedliwości w RMF FM. Wyjaśnił, że na zdjęciach jest dziecko odmiennej płci.
Królikowski przyznał, że nikt nie ma 100-procentowej pewności, że podrzucenie tych materiałów nie miało miejsca. - Choć dyrektor zakładu karnego sam powiedział, że jest gotów dawać gwarancję, że podrzucenie nie miało miejsca. Prawdopodobne jest to, że pan T. szykował się do wyjścia, a w związku z tym inaczej uporządkował swoje materiały, które szykował do spakowania. Typowa kontrola, która miała miejsce 8 lutego, zgodnie z procedurami, jest taką kontrolą, która jest nakierowana na badanie porządku w celi i na sprawdzanie, czy nie ma tam jakiś narzędzi niebezpiecznych. Nie przeczesuje się bardzo dokładnie materiałów - mówił Królikowski.
- Nie mam wątpliwości, że jest taki moment, w którym państwo prawa, w którego próbujemy bronić i które ma swoje kanony, takie jak zasada nieretroaktywności, zasada zakazu karania podwójnego za ten sam czyn, musi mieć potencjał do tego, żeby pokonać własną bezsilność tam, gdzie te zasady są za krótkie, żeby rozwiązać przypadki graniczne. Sprawa pana Mariusza T. i wszystkich sprawców szczególnie niebezpiecznych - ich jest mniej więcej kilkanaście w obecnym systemie wykonania kary pozbawienia wolności. To jest ten przypadek, w którym albo uznamy, że państwo prawa musi mieć taką zdolność, albo zatrzymamy się na obronie klasycznych zasad - mówił Królikowski.
Pytany o zakres akcji i koszty z nią związane, Królikowski stwierdził, że w przypadku Mariusza T. ryzyko samosądu "było bardzo duże". - Ja bym emocjonalnie usprawiedliwił ludzi, którzy byli oburzeni tym, że on wychodzi, czy też bali się go. Samosąd byłby na niekorzyść tych, którzy by go dokonali. Więc musieliśmy zabezpieczyć także tych, którzy chcieliby przejąć sprawiedliwość w swoje ręce - powiedział wiceminister sprawiedliwości.