"Dziecko to jest dar od Boga, naszym obowiązkiem jest je kochać i wspierać" - mówi matka dziecka transseksualnego

- Wiele bym dała, żeby moje dziecko było zwyczajną dziewczynką albo zwyczajnym chłopczykiem. Ale niestety, z jakiegoś powodu, urodziło się inne. I co teraz? Trzeba jakoś mądrze pomyśleć, co z tym zrobić, jak pomoc temu małemu człowiekowi - mówi pani Agnieszka, mama dziecka transseksualnego w rozmowie z Hanną Zielińską, w programie "Dorosłe dzieci" w TOK FM. Dziecko pani Agnieszki jest na początku nauki w szkole podstawowej.

Hanna Zielińska: Jakby pani opisała swoje dziecko, gdyby ktoś zapytał, jakie ono jest? Czy chciałaby je pani opisać ze względu na transseksualność, czy przychodzą pani do głowy zainteresowania, temperament?

- Przede wszystkim temperament i osobowość mojego dziecka. Bo transseksualizm w ogóle nie pojawia się w naszym życiu, nie rozmawiamy na ten temat. Niestety, przypominają nam o tym inne osoby, także z najbliższego otoczenia, np. lekarze, szkoła. To osoby postronne utrudniają nam życie.

Jakie jest pani dziecko?

- Wspaniałe. Zresztą większość osób, które miały możliwość je poznać, jest zachwycona. To wyjątkowa dla mnie istota. Pełna radości, szczęścia, inteligentna, wszechstronna, otwarta. O moim dziecku mogę mówić w samych superlatywach, nie tylko dlatego, że jestem matką. Inne osoby też tak mówią. To na przykład ludzie z fundacji Trans- Fuzja, z którą współpracuję, nauczyciele, osoby, które poznajemy na przykład podczas wakacji. Moje dziecko jest bardzo otwarte i łatwo zawiera znajomości. Ono wygląda tak, że żaden szczegół nie zdradza tego, iż nie należy do płci, z którą się identyfikuje. Nawet pani Anna Grodzka nie wiedziała o tym, kiedy nas poznała. Nie przyszło jej do głowy, że moje dziecko ma inną płeć metrykalną.

A jak rozmawiać z dzieckiem na ten temat?

- My nie rozmawiamy na takie tematy. Moje dziecko jest nad wyraz dojrzałe, nie muszę niczego tłumaczyć - ono rozumie.

Wiele bym dała, żeby było zwyczajną dziewczynką albo zwyczajnym chłopczykiem. Ale niestety, z jakiegoś powodu, urodziło się inne. I co teraz? Trzeba jakoś mądrze pomyśleć, co z tym zrobić, jak pomoc temu małemu człowiekowi. Przecież musi żyć w społeczeństwie. Nawet musi sobie dawać lepiej radę niż takie normalne, niewyróżniające się dziecko. Bo musi stawić czoło dyskryminacji, fobiom.

"Chciałam, żeby to był etap przejściowy"

- Początkowo wszyscy mówili: to przejdzie. Że dzieci często się tak bawią: chcą być chłopcem albo dziewczynką. Ja też bardzo chciałam, żeby to był tylko etap przejściowy. Przecież spotkałam w życiu różnych ludzi, czytam, oglądam telewizję, wiedziałam więc, że transseksualizm będzie wiązał się z problemami. Chciałam, aby moje dziecko było zwyczajne, takie, jakiego oczekuje nasze społeczeństwo - niewyróżniające się. Ale niestety stało się inaczej. Transseksualizm jest wrodzony, nie da się od tego uciec. Dlatego jedynym, co możemy zrobić, to zaakceptować takie dziecko.

Do fundacji dzwonią młodzi ludzie z całej Polski. Opowiadają, jak bardzo cierpią, mówią o samobójstwach, nie są w stanie funkcjonować. Mam apel do rodziców, aby wykazali się zrozumieniem, by otworzyli serca i spróbowali zbudować z dziećmi dobre relacje. Bo to są takie same dzieci jak każde inne.

Co było w pani takiego - poglądy, wychowanie, doświadczenia - co pozwoliło pominąć etap dostosowywania na siłę dziecka do płci, w której się urodziło, do ciała, z którym przyszło na świat?

- Na to złożyło się wiele czynników. Nie urodziłam dziecka w wieku 20 lat, kiedy człowiek jest skupiony na sobie. Nie byłam osobą, która poświęca się karierze i przez to może coś przeoczyć. Nasze dziecko było upragnione, wyczekane, świadomie zaplanowane. I do trzeciego roku życia było traktowane jak normalne dziecko. Bo wszystko się zaczęło właśnie od trzeciego roku życia.

Psychologowie radzą, by dziecko wcześnie posłać do przedszkola, bo to bardzo dobre dla jego rozwoju. Posłałam więc dziecko do przedszkola w wieku trzech lat i wtedy ono bardzo szybko zaczęło się utożsamiać z inną płcią niż metrykalna. Wiadomo, że trzyletnie dziecko jeśli jest chłopcem, ubiera się w spodnie, a jeśli dziewczynką - w sukienki. Nasze dziecko zastanawiało się, dlaczego jest ubrane inaczej. Kiedy to zauważyłam, dawałam dziecku wybór. Wybierało, co chce ubrać.

Ktoś może sobie pomyśleć: to jednak dobrze, żeby stawiać granice; jeśli mam córeczkę, to nigdy nie pozwolę bawić się jej samochodem. I wtedy będę mieć pewność, że dziecko "zostanie" przy swojej płci metrykalnej.

- No nie! Umówmy się, że transseksualizm nie jest chorobą. Transseksualiści nie akceptują płci biologicznej, więc zrobią wszystko, żeby otoczenie traktowało ich tak, jak oni siebie widzą. To coś wrodzonego. Nie da się dziecku narzucić płci. Jeśli pójdziemy do przedszkola i w grupie sześciolatków zadecydujemy, że chłopca ubieramy w sukienkę, a dziewczynce każemy ubrać chłopięce ubranka i zgolimy jej włosy, to proszę mi wierzyć, że te dzieci dostaną histerii. Bo to będzie coś, na co one się nie godzą.

To pozwala nam zrozumieć sytuację tych dzieci, które na co dzień żyją na granicy histerii, bo czują się jak osoby na siłę wsadzone nie w swoją rolę.

Dla mnie najważniejsze jest dobro mojego dziecka! Jeżeli jest szczęśliwe, ma wspaniałe wyniki w nauce, rozwija się wspaniale - to ja niczego więcej nie potrzebuję.

Ale przeszkadza mi sytuacja osób transpłciowych nie jest w naszym kraju uregulowana prawnie. A dopóki nie zostanie uregulowana, dopóty osoby transpłciowe i ich rodziny będą cierpieć. To, że duża część ludzi nie akceptuje osób transpłciowych, wynika ze strachu. Boją się, bo nie rozumieją, o co chodzi. Unormowanie sytuacji prawnej mogłoby pomóc to zmienić.

Projekt ustawy o uzgadnianiu płci, przygotowany przez Annę Grodzką, został złożony w 2012 roku. I w dalszym ciągu nie jest rozpatrzony. Bo niektóre osoby uważają, że to nie jest ważny problem.

To nie jest ważny problem? Przecież ten projekt dotyczy praw człowieka. A każdy człowiek ma prawa, które powinny być respektowane. Czytam np. kodeks praw dziecka - tam napisano, że prawami dziecka są m.in. prawo do szacunku, godności, równości, do bycia sobą. Dlaczego więc osoby transseksualne muszą się ukrywać?

Ale przecież można powiedzieć, że problemu nie ma, bo Anna Grodzka jest po operacji, został wybrana do Sejmu... Jakich uregulowań pani oczekuje?

- Niech będzie tak, że w wieku 16 lat dziecko transpłciowe może decydować o własnej tożsamości i może iść skorygować płeć. Nie chce szokować ludzi. Bo jeśli zależałoby mi na szokowaniu, to powiedziałabym - siedem lat. Jestem przekonana, że siedmioletnie dzieci doskonale już to wiedzą i ich rodzice też. Ale rodzice najczęściej odsuwają ten problem, nie chcą sobie tym zawracać głowy. Bo to niewygodne, będzie przeszkadzało, przyniesie wstyd. Ale prawda jest taka, że dziecko to jest dar od Boga i naszym obowiązkiem jest je kochać i wspierać.

Jak najszybciej powinny być wprowadzone nowe przepisy. Dziś procedura dotycząca korekcji płci trwa za długo. Okres dojrzewania to czas, w którym osoby transpłciowe muszą jak najszybciej zacząć przyjmować leki hormonalne. Po to, by u chłopca nie nastąpiła mutacja, a u dziewczynki nie urosły piersi.

Dziecko traktowane jak UFO

Jak wyglądają państwa relacje np. z rodzicami przyjaciół dziecka? Czy ma pani jakieś zasady dotyczące informowania na temat swojego dziecka?

- Nie informujemy na ten temat. Dziecko przedstawia się imieniem, które nie jest imieniem metrykalnym. Moim zdaniem nie ma potrzeby rozmawiania o tym z innymi osobami. Bo to narażanie dziecka i całej naszej rodziny na przejawy nietolerancji. Nigdy nie wiemy, jaka będzie reakcja.

Może być tak, że zareagują dobrze. Ale przecież czytam gazety, widzę, co przeżywa Ania Grodzka i inne osoby transpłciowe... Nasz kolega z fundacji został wyrzucony z pracy. Dlaczego? Bo jest osobą transseksualną. Nie liczyły się jego wykształcenie i umiejętności.

Czy lekarz jest zaszokowany, kiedy informuje go pani: To moja córka zbudowana jak chłopiec/mój syn zbudowany jak dziewczynka? Stara się wejść w sytuację?

- Kiedy dziecko było w szpitalu, jedna pani doktor zachowała się bardzo nieelegancko. Kiedy czekałam na to, że dziecko się wybudzi, nagle zobaczyłam lekarkę, która rozglądała się i dopytywała: gdzie jest TO dziecko. Robiła wielką sensację. Traktowała moje dziecko jak jakieś UFO.

Podobna sytuacja zdarzyła się, kiedy szukałam dla dziecka szkoły podstawowej. Spotkałam się z dużym niezrozumieniem ze strony nauczycielek. Panie wykazały się dużą nietolerancją.

Czego pani życzyć na koniec rozmowy?

- Najważniejsze chyba jest to, żeby inni ludzie nie utrudniali nam życia. By w tej trudnej sytuacji pomagali dzieciom i młodzieży odnaleźć się, być sobą. Niczego więcej nie oczekujemy, tylko tego żeby normalnie żyć.