Prof. Krystyna Skarżyńska: Trzeba rozgraniczyć - T. dopuścił się w przeszłości bestialskich zachowań, ale nazywanie jego czy kogokolwiek innego bestią to przejaw dehumanizacji, zbyt silna stygmatyzacja.
- Bo gdy ludzie słyszą, że ktoś jest bestią, to od razu i bezrefleksyjnie są gotowi odmówić temu komuś człowieczeństwa i ludzkich praw, przypisać na zawsze wszystkie najgorsze cechy, czyny... Brytyjskie badania z lat 70. pokazały, że nawet profesjonalni sędziowie ulegali presji takiej negatywnej etykietki ("bestia", "szatan", "nieodpowiedzialny szaleniec") przy wydawaniu wyroków.
Żeby była jasność, w żadnym razie nie usprawiedliwiam czynów pana T. Zalecam tylko ostrożność z etykietyzowaniem i odczłowieczaniem "na zawsze". Wiadomo, że kiedy negatywne, przerażające etykiety idą w ruch, pojawiają się strach i wrogość. I nie zdziwiłabym się, gdyby w przypadku T. istniało większe zagrożenie, że ktoś ze strachu, zemsty, specyficznie rozumianej potrzeby sprawiedliwości zaatakuje jego, niż że on znów napadnie i zabije jakieś dziecko. Strach i wrogość są sobie bardzo bliskie. Ludzie o tym nie wiedzą, a niektórzy eksperci zbyt łatwo zapominają.
- W pewnej grupie ludzi - tak. U jej źródeł leżą właśnie strach, groza i oburzenie moralne. Niedawno obserwowaliśmy to w przypadku doniesień na temat matki dzieciobójczyni, a teraz Mariusza T.
- Zarówno wspomniana dzieciobójczyni, jak i Mariusz T. złamali ważne społeczne normy, naruszyli tabu. Społeczność ostro potępia wszystko, co zagraża jej bezpieczeństwu i poważnie narusza jej moralny ład. Negatywne emocje są reakcją na poczucie zagrożenia. Wyrażane są zwykle wobec obiektów, które łatwo wskazać i wobec których wyrażana wrogość nie jest społecznie karana, a wręcz przeciwnie - może być traktowana jako dowód troski o dobro grupy. Istnieje asymetria w łatwości wyrażania uczuć negatywnych i pozytywnych. Proszę zauważyć, że poza sportem nie obserwujemy u nas niemal w ogóle eksplozji emocji wyraźnie pozytywnych.
Trzeba też wiedzieć, że tymi negatywnymi emocjami bardzo łatwo jest też zarządzać. Wzbudzając w społeczeństwie poczucie zagrożenia i wskazując proste rozwiązania, choć nie zawsze zgodne z prawem, można zyskać miano męża opatrzności, zyskać przyzwolenie na podejmowanie niedemokratycznych decyzji. Wiadomo, że kiedy społeczeństwem rządzi strach, dużo łatwiej zaakceptować tzw. rządy silnej ręki, bo skuteczność staje się wtedy ważniejsza niż demokracja. Korzystają z tego i media, i politycy.
- Pośrednio też. Zarządzanie strachem pozwala na kreowanie się na tych, którzy stoją na straży bezpieczeństwa społecznego, swoistych aniołów stróżów. Przez informowanie o zagrożeniu rzekomo pomagają się przed nim obronić. A im to zagrożenie większe, tym większy też efekt - wzrost wiarygodności jako "dobrego" medium i wzrost sprzedaży czy oglądalności. "Ludzie to kupią, byle na chama, byle głośno, byle głupio".
Przecież w przypadku T. na początku w mediach mówiono, że zaraz z więzień wyjdzie ponad setka najgroźniejszych przestępców, którzy kiedyś zostali skazani na karę śmierci, a zaraz będą chodzić wolno po naszych ulicach miast i wsi, tylko patrzeć, jak zaczną znów mordować i gwałcić. I dopiero potem okazało się, że chodzi nie o sto osób, ale zaledwie kilka.
- ...i odczłowieczono ich, określając jako istoty "na zawsze" pozbawione skrupułów, sumienia czy zdolności do kontrolowania swoich czynów, bezrozumne i złe "bestie", "szatanów", "diabłów"... To wszystko sprawiło, że lęk przed tymi ludźmi stał się nieproporcjonalny do zagrożenia, jakie stanowią. Nie sądzę, żeby jeden T. był w stanie zagrozić wszystkim dzieciom w Polsce czy nawet w jednym mieście.
- Proszę zwrócić uwagę na to, że u części społeczeństwa "sprawa Mariusza T." wzbudza strach nie tyle przed nim samym, ile nieufność wobec państwowych instytucji. Osobiście bardziej niepokoi mnie zauważalna przy tej okazji tendencja do nieprzestrzegania przez ustawodawców zasad państwa prawa i zbyt łatwa gotowość do łamania praw człowieka dla realizacji doraźnych celów politycznych niż wyjście na wolność osób, które 25 lat temu popełniły groźne przestępstwa.
Inna sprawa jest taka, że panikę moralną łatwiej wzbudzić w społeczeństwie, które ma poczucie, że funkcjonuje w pełnym zagrożeń, nieprzyjaznym środowisku. Strach przed T. może być więc rezultatem takiej zgeneralizowanej nieufności, braku zaufania do każdego, kto jest obcy, inny czy także do instytucji państwowych, które mają chronić obywateli.
- Zapytani przez CBOS, czy ogólnie czują się bezpiecznie, w większości odpowiadają, że tak. Jednak gdy zadaje się bardziej szczegółowe pytania, wyłania się obraz społeczeństwa, które boi się współobywateli.
W badaniach, które przeprowadzałam w 2011 r. na reprezentatywnej ogólnokrajowej próbie dorosłych, prawie 80 proc. Polaków sądziło, że wokół nich sporo jest osób, które mogą ich nagle zaatakować - i to bez powodu. 57 proc. z kolei przyznało, że świat społeczny, w którym żyjemy, jest niebezpieczny, a wartości ludzi dobrych i moralnych są zagrożone. I tu jest pies pogrzebany. Ta wizja świata, w którym jest więcej zła niż dobra, jest regularnie powielana przez media i polityków. I dlatego słowa o "bestiach", które wychodzą z więzienia, padają na bardzo podatny grunt i wzbudzają panikę.
- Ogólny nastrój zagrożenia sprzyja budowaniu wrogości wobec inności. Lęk przed "innym", "obcym" jest w takich społeczeństwach dużo większy niż w tych, w których ci "inni" nie są już na wstępie odrzucani. Domagamy się kar surowych, niemal wiecznych - jak kara śmierci - dla sprawców najcięższych zbrodni. Taka kara ma pełnić funkcję odwetową. Oznacza brak wiary w to, że możliwa jest jakaś resocjalizacja, pozytywna zmiana w człowieku.
Nie wiem, czy pani wie, ale Polska ma dosyć długą tradycję badań nad rygoryzmem moralnym. I wyniki tych badań są w zasadzie niezmienne od kilkudziesięciu lat - domaganie się surowych kar dla łamiących normy społeczne maleje wraz ze wzrostem ogólnego zaufania i wykształcenia. Wykształcenie daje więc inny ogląd rzeczywistości, ludzie stają się mniej rygorystyczni. Także im ludziom się lepiej powodzi, tym mniej są odwetowi i mniej czują wobec innych wrogości.
W każdym razie dziś tej potrzeby odwetu jest w ludziach więcej niż np. wiary, że człowiek może się zmienić. I mówię to, pamiętając, że dyskutujemy o człowieku, który 25 lat temu dopuścił się złamania podstawowych norm społecznych i zadał nieodwracalną krzywdę innym.
- Ja nie badałam T., nie rozmawiałam z nim, nie znam dokładnie jego życiorysu. Jednak dysponujemy poważną wiedzą naukową wskazującą na to, że pewne cechy osobowościowe, które do tej pory uznawane były za niezmienne, np. cechy temperamentu, w trakcie życia ulegają poważnym przemianom. Więc nie jest rozważne, by z góry zakładać, że ktoś, kto ponad 25 lat temu popełnił zbrodnię, dziś dalej będzie ją powtarzał. A z rozmów z nim, które relacjonowały media, nie wynika, żeby odczuwał on potrzebę mordu czy krwawej zemsty na społeczeństwie, które go odrzuciło...
Mam wrażenie, że Mariusz T. wielokrotnie doświadczył w swoim życiu odrzucenia i braku wsparcia ze strony otoczenia, np. w tym wojsku... Prawdopodobnie zawsze miał ze sobą problemy, ale otoczenie nie umiało mu pomóc. My jako społeczeństwo raczej nie zwracamy uwagi na problemy i kłopoty osób innych niż te, które są nam najbliższe.
- Że podobnie jak w innych zachodnich społeczeństwach mamy tendencję, aby przypisywać przyczyny postępowania innych ludzi raczej stałym cechom psychicznym sprawców, a ignorować czy bagatelizować środowiskowe czy sytuacyjne czynniki prowadzące do tego postępowania.
- Liczę się z tym, że jak się publicznie zabiera głos, to się może być atakowanym... Ale jeszcze raz podkreślę, że nikogo nie uniewinniam ani nie usprawiedliwiam. Po prostu opisuję pewne ogólne zjawisko. Przeceniamy mianowicie rolę zmiennych osobowościowych, a nie doceniamy uwarunkowań zewnętrznych. Jak dowodzi amerykański neurolog i psychiatra James Fallone, nawet neurologiczna diagnoza psychopatii, oparta na zapisie funkcjonalnego magnetycznego rezonansu mózgowego, nie zawsze przesądza o tym, czy człowiek będzie "drapieżnikiem" czy porządnym obywatelem.
- Tak, ale to nie znaczy, że ja czy moi bliscy nie mieliśmy do czynienia z negatywnymi zachowaniami, przestępstwami... Rozumiem ludzki lęk, tyle że lęk jest najgorszym doradcą. Ważne jest, aby zrozumieć, że zawsze stoimy przed wyborem - możemy wybierać więcej zrozumienia i wzajemnego zaufania, nawet przy pewnym ryzyku. Bo w każdym człowieku jest i zło, i dobro. Żaden człowiek nie pozostaje przez cały życie wyłącznie zły albo wyłącznie dobry. Co się z niego wykluje, zależy zarówno od niego samego, jak i możliwości i szans, które dają mu nie tylko najbliżsi, ale i społeczeństwo. Koniec, kropka.