O nowych pomysłach pisze " Dziennik Gazeta Prawna ". - W 2011 r. zniesiono sankcje za przekroczenie prędkości do 10 km/h, teraz chcą karać za jazdę o 2,5 km szybszą niż limit - czytamy w gazecie. - Posłowie PO chcą ostrzej karać kierowców. Posłowie PO chcą ostrzej karać kierowców. Proponują, aby bezwzględnie nakładać mandaty na wszystkich, którzy przekroczyli dopuszczalną prędkość o zaledwie 5 proc.
Wysokość mandatu ma być uzależniona od średniej pensji krajowej. Projekt zmian przepisów ma trafić do Sejmu jeszcze w tym tygodniu. Autorzy przyznają jednak, że tolerancja dotycząca prędkości może się jeszcze zmienić.
To prawdopodobne. Już dziś taryfikator przewiduje kary za niewielkie przekroczenia prędkości, ale to martwy przepis. Nie wszystkie fotoradary i urządzenia do pomiaru prędkości są w stanie technicznie rejestrować tak małe przekroczenia. A nawet jeśli, policja nie byłaby w stanie "obsłużyć" wszystkich sprawców wykroczeń. - To nierealne - mówią funkcjonariusze drogówki w rozmowie z "DGP". Bo przekroczenia do 10 km/godz. to niemal 25 proc. wszystkich tego typu wykroczeń na drogach krajowych i autostradach.
- Są miejsca, w których kierowcy tak przekraczają dozwoloną prędkość, że straż miejska na moje pytanie: czemu łapiecie wszystkich, którzy jadą dopiero 80, a nie 60, skoro jest ograniczenie do 50, odpowiadają: w życiu byśmy się nie wyrobili z tymi wszystkimi zdjęciami - przyznaje Jacek Balkan, dziennikarz motoryzacyjny Radia TOK FM.
Balkan zaznacza, że jest w stanie zrozumieć, co kierowało posłami. - Jako kierowcy jesteśmy wyjątkowo krnąbrni. Jest 50, będziemy jechali 68, bo wiemy, że łapią powyżej 70 - mówi. - Cały czas towarzyszy nam z tyłu głowy delikatne poczucie, że może się uda. Jest przyzwolenie na naciąganie, na przekraczanie tej granicy - wskazuje.
- Jako kierowcy zachowujemy się jak rozwydrzone dzieci, które chcą i nie rozumieją, że nie można. Jest 50, jedź 50. Jest 100, jedź 100, nie 120 - tłumaczy. I dodaje, że jak dotąd kierowcy sami próbują się wychować. - Ale kiepsko nam to wychodzi - ocenia.
Balkan zaznacza, że nawet jeśli nowe przepisy nie byłyby w pełni egzekwowane, a nawet wykonalne, to są potrzebne. - Kierowcom w Polsce potrzebny jest bat. Niech to będzie martwy, niewykonalny, czy rzadko stosowany przepis, ale niech on będzie. Nawet, jeżeli niektórzy dziennikarze będą się z tego podśmiewać, a policja będzie bezradnie rozkładać ręce. Trudno. Ale musimy coś zrobić, żeby zacząć się stosować do przepisów. To element wychowawczy - zaznacza.
- Jasne, że nikt nie będzie wlepiał mandatu za przekroczenie rzędu 5, 8 km/godz. To oczywiste, że to będzie martwe prawo. Ale mimo wszystko, dobrze, że będzie. Bo w prawie jasno będzie powiedziane, że przepisy są do tego, żeby ich przestrzegać, a nie rozciągać jak gumę z majtek - stwierdza Balkan.
Dziennikarz przyznaje też, że planowane zmiany w prawie nie zmienią od razu przyzwyczajeń kierowców. - Na krótką metę nic nam nie pomoże. Ale pomoże na długą metę. Nawet jeżeli nie od razu, w ciągu kilku, kilkunastu lat przestawimy się, przyzwyczaimy do tego, że te znaki z liczbami po coś są. To nie jest umowne, nie mogę tego interpretować wedle uznania. To przepis i mam się do tego stosować - tłumaczy Balkan. - Tego się nie da zrobić z dnia na dzień. Nawet z roku na rok. To walka zaplanowana na kilka lat, żeby zmienić naszą mentalność. Wiem, że to już jest w taryfikatorze, wiem, że to martwy przepis. Ale niech tak będzie. Trzeba znaleźć jakiś złoty środek - kończy.
Więcej o projekcie zaostrzenia przepisów drogowych w "Dzienniku Gazecie Prawnej" >>>