Paradowska: Autorzy "Resortowych dzieci" przesiąkli mentalnością SB. Czy to przejdzie na ich dzieci?

- Dlaczego w "Resortowych dzieciach" czuję się na swoim miejscu? Otóż byłam i jestem przeciwniczką lustracji, a ta książka jest jaskrawym, wręcz modelowym przykładem, że miałam rację - pisze w najnowszej "Polityce" Janina Paradowska.

W felietonie publicystka odnosi się do książki Doroty Kani, Jerzego Targalskiego i Macieja Marosza "Resortowe dzieci". Przedstawiono w niej znanych dziennikarzy i publicystów, którzy - według autorów - odnieśli sukces w III RP dzięki powiązaniom ich rodziców z władzami PRL. Paradowska pisze, że choć "ani jej rodzice, ani dziadkowie nie byli w KPP, PZPR czy w SB, nie robili karier w administracji, nie zakładali film polonijnych, nie żyli w żadnym środowisku przesiąkniętym ideami komunizmu", to czuje się wyróżniona.

"Swego rodzaju uhonorowanie"

"Chociaż książka ma charakter listy proskrypcyjnej, gdyby mnie w niej nie było, poczułabym się pokrzywdzona. Znalezienie się w elicie polskiego dziennikarstwa (tak, to jest elita, czy się autorom prawym i niepokornym podoba czy nie) jest swego rodzaju uhonorowaniem. Wszystkie osoby, których fotografie zdobią okładkę, znam, lubię, cenię i rozumiem, dlaczego tak bardzo nie lubi ich trójka autorów. Po prostu jej w tym salonie nie ma, stoją pod drzwiami, a swojego nie mają" - pisze Paradowska.

Prostuje też błędy na jej temat zawarte w książce: "nigdy nie byłam szefową organizacji partyjnej w "Kurierze Polskim", [...] nie zeznawałam przed komisją Rywina...". Przytacza też własne "grzechy": "nie wierzę w smoleński zamach, [...] nie uznaję Lecha Kaczyńskiego za najwybitniejszego prezydenta, [...] byłam przeciw rozwiązaniu WSI...".

"Podejrzewają, że go zabiłam?"

Autorka kończy felieton, odnosząc się do jednego z fragmentów książki. "Jest wszakże w tekście na mój temat zdanie intrygujące. Otóż autorzy piszą, że mój drugi mąż Jerzy Zimowski "zmarł w niewyjaśnionych okolicznościach, kąpiąc się w morzu". Co to znaczy? Podejrzewają, że go zabiłam, był jakiś zamach, bo przecież był tyle lat wiceministrem spraw wewnętrznych, była jakaś bójka, może łódź podwodna? Zawiadomili prokuraturę o swoich podejrzeniach czy tylko doprawili tekst kolejną szczyptą podłości? Tak prawdziwie, resortowo, a więc także podle. Bo przecież tkwiąc w teczkach, przesiąkli mentalnością SB. Czy to przejdzie na ich dzieci?".

Cały felieton w najnowszym numerze tygodnika ''Polityka''.

Więcej o: