Ekspert o ukraińskiej polityce: Po zwycięstwie Janukowycza oligarchowie zajęli główne stanowiska we władzy

?We wszystkich organach władzy oligarchowie lobbują przede wszystkim za własnymi interesami. Ich istnienie zapewniało zarazem pluralizm polityczny na Ukrainie i autentyczną konkurencję wyborczą?. O sytuacji politycznej na Ukrainie i scenariuszach jej rozwoju rozmawiamy z dr Radzisławą Gortat, ekspertem ds. ukraińskich.

Prezydent Wiktor Janukowycz zdymisjonował rząd Ukrainy. Czy daje to faktyczną możliwość przejęcia władzy przez opozycję? Jak potoczą się wydarzenia na Ukrainie? Czy rządzą nią oligarchowie? Zapytaliśmy o to dr Radzisławę Gortat z Instytutu Nauk Politycznych Uniwersytetu Warszawskiego, politologa, specjalistę ds. ukraińskich.

Piotr Osiński, Gazeta.pl: Kto tak naprawdę rządzi Ukrainą? Czy są to władze, czy oligarchowie? Czy może ci drudzy stają po stronie tego, kto akurat trzyma władzę i dlatego wydają się tak potężni?

Dr Radzisława Gortat: Między oligarchami a władzą istnieją ścisłe związki, choć szczegółowe relacje ewoluowały na przestrzeni ostatniej dekady. Ważny jest też rozkład regionalny. Główne klany oligarchiczne ulokowane są na wschodzie Ukrainy oraz w Kijowie, w mniejszym stopniu na południu. Zachód Ukrainy nie wykształcił oligarchów ze względu na swą słabość ekonomiczną. Oligarchowie są w stanie ułożyć sobie relacje z każdą władzą, ale ich interesy kwitną najlepiej, gdy ster rządów należy do przedstawicieli ich klanu bądź popieranych przez nich polityków.

Siła polityczna oligarchów wynika w pierwszym rzędzie z ich ogromnych fortun. Dochód narodowy Ukrainy na mieszkańca jest ponad połowę niższy niż w Polsce, ale majątek najbogatszego Ukraińca jest pięciokrotnie większy niż najbogatszego Polaka. Oligarchowie są nie tylko właścicielami kluczowych gałęzi przemysłu (metalurgia, chemia, energetyka), gdzie zdobyli monopolistyczną pozycję, ale także banków, najważniejszych stacji telewizyjnych, gazet, towarzystw ubezpieczeniowych, drużyn piłkarskich, agencji reklamowych itd.

Czy oligarchowie posiadają też własne ugrupowania? Czy zasiadają w parlamencie?

- Oczywiście, oligarchowie mają również własne partie polityczne lub wspierają wybranych polityków i ich ugrupowania. Ponad dwie trzecie deputowanych Rady Najwyższej Ukrainy stanowią ludzie biznesu. Główne frakcje mają w swym składzie po kilku dolarowych miliarderów i sporą liczbę milionerów. Władza wykonawcza formowana jest pod ich wpływem. We wszystkich organach oligarchowie lobbują przede wszystkim za własnymi interesami. Dostęp do zasobów państwa pozwala pomnażać fortuny i eliminować konkurencję.

Zarazem warto podkreślić, że ich istnienie zapewniało pluralizm polityczny na Ukrainie i autentyczną konkurencję wyborczą. Konfiguracje polityczne się zmieniały. O ile pod koniec prezydentury Leonida Kuczmy podstawą obozu władzy stały się trzy klany: dniepropietrowski, doniecki i kijowski, to układ ten uległ dezintegracji po pomarańczowej rewolucji. Ojcem klanu dniepropietrowsiego można nazwać samego Leonida Kuczmę.

To on wprowadził do polityki ponad trzysta osób ze swojego środowiska w tym Wiktora Pinczuka, swojego zięcia, który zajmuje się głównie branżą metalurgiczną, ale jest też właścicielem kilku tytułów prasowych i kanałów telewizyjnych. Teraz można powiedzieć, że ma związki także z klanem kijowskim, założonym przez Hryhorija Surkisa, prezesa klubu Dynamo Kijów.

Z klanem donieckim związane są takie postacie jak Rinet Achmetow, najbogatszy człowiek na Ukrainie czy Dmytro Firtasz, także znajdujący się w czołówce najbogatszych ludzi w kraju. Poszczególni oligarchowie podzielili swe poparcie polityczne między kluczowe ugrupowania - od Partii Regionów poprzez BJUT Tymoszenko i Naszą Ukrainę Juszczenki aż po komunistów.

Po zwycięstwie Janukowycza w wyborach prezydenckich w 2010 r. nastąpiła koncentracja władzy w rękach Partii Regionów przy jednoczesnej dominacji różnych frakcji klanu donieckiego przy obsadzie głównych stanowisk we władzy wykonawczej na szczeblu centralnym, a także lokalnym (z wyjątkiem Zachodniej Ukrainy). Koncentracja władzy i własności w rękach najpotężniejszego na Ukrainie klanu była źródłem rosnącego autorytaryzmu, wypierania małego i średniego biznesu z gospodarki oraz ataków na pozycje oligarchów, wspierających opozycję i innych patologii.

Nowym zjawiskiem jest ekspansja "rodziny" prezydenta Janukowycza, która w przyśpieszonym tempie stara się zbić majątek. Pierwsze skrzypce w "rodzinie" odgrywają synowie prezydenta, szczególnie Ołeksandr, który w ciągu dwóch lat dorobił się ponoć 100 mln dolarów.

Na czym się wzbogacił?

- Janukowycz miał już znaczny kapitał przed objęciem prezydentury, uzyskany głównie w ramach donieckiego imperium Rinata Achmetowa. Synowie powiększyli go o banki, firmy deweloperskie oraz wrogie przejęcia biznesów mniejszych przedsiębiorców. Część firm "rodziny" prowadzą też inne osoby. Bliższe informacje są owiane tajemnicą. Podkreślić trzeba, że majątek "rodziny" Janukowycza jest jednak znacznie mniejszy niż "starych" oligarchów.

Dodajmy w tym miejscu, że oligarchowie odgrywają czasem rolę stabilizującą w konfliktach politycznych. Rinat Achmetow opowiadał się za pokojowym rozwiązaniem kryzysu politycznego w 2004 roku i zaapelował o unikanie przemocy obecnie. Inna rzecz, że stanowi on podporę Janukowycza i finansuje podobno "tituszków" oraz milicję. Majdan wspiera otwarcie tylko Petro Poroszenko, średniej klasy oligarcha z Winnicy, właściciel firm spożywczych i samochodowych.

Czy pani zdaniem proponowane przez Janukowycza zmiany w rządzie mają jakikolwiek sens?

- Gdyby dymisja Azarowa nastąpiła 3 grudnia, jak żądała tego opozycja, Janukowycz zyskałby zapewne szansę na rozładowanie kryzysu wywołanego odmową podpisania umowy stowarzyszeniowej i protestami na Euromajdanie. Dziś dymisja premiera nie ma już większego znaczenia, bo władza jest skompromitowana represjami i osłabiona widoczną niemożnością zdławienia Majdanu siłą, a także rebelią części władz obwodowych. Liderzy opozycji, Jaceniuk i Kliczko, odrzucili propozycję objęcia tek premiera i wicepremiera, gdyż była to zdradliwa pułapka, ale nie wykluczyli dalszych rozmów.

Pozytywną konsekwencją dotychczasowych negocjacji jest anulowanie przez parlament 9 z 12 drakońskich ustaw z 16 stycznia, ograniczających swobody obywatelskie oraz zapowiadana ustawa o amnestii, która jest nadal przedmiotem debaty parlamentarnej.

Stanowisko p.o. premiera zostało powierzone dotychczasowemu wicepremierowi Arbuzowowi. Wygląda na to, że prezydent Janukowycz będzie musiał stworzyć rząd z dotychczasowej większości parlamentarnej. Kto miałby stanąć na jego czele - nie wiadomo. Jeśli nie powstanie dziś, to sprawa odciągnie się zapewne do następnej sesji parlamentarnej, która zacznie się 4 lutego. Oznacza to, że impas polityczny się przeciągnie, zaś protestujący na Majdanie nie opuszczą zajmowanych pozycji.

Na zasadnicze ustępstwo wobec żądań opozycji nie ma chyba co liczyć w tym momencie. Stawką w tej grze jest przecież ustąpienie Janukowycza, a przynajmniej ogłoszenie przedterminowych wyborów prezydenckich w roku 2014. Tego właśnie Janukowycz pragnie ze wszech miar uniknąć.

Jakie są inne możliwe scenariusze wydarzeń?

- Teoretycznie jest możliwe, że w obliczu sztywnych żądań opozycji władze oświadczą, że wykazały dobrą wolę i poszły na daleko idące ustępstwa, które storpedowali "ekstremiści", i wprowadzą stan wyjątkowy pod hasłem zapewnienia stabilizacji. Wciąż mówi się o tym w Kijowie, ale realność tego scenariusza nie jest chyba zbyt wielka. Zmniejszyć go może ofensywa polityków UE i oferta realnej pomocy finansowej dla Ukrainy.

Drugi scenariusz zakłada kontynuowanie rozmów w bardziej zinstytucjonalizowanym formacie. Ułatwiłoby je powołanie w miarę neutralnego rządu przez Janukowycza oraz znaczna dezintegracja frakcji Partii Regionów w Radzie Najwyższej. Strona opozycyjna musiałaby obejmować nie tylko liderów trzech partii parlamentarnych, ale także przedstawicieli Majdanu (przynajmniej ze stowarzyszenia Euromajdanów) i ich ekspertów, wypracować porządek obrad i sposób podejmowania decyzji, gwarancje ich przestrzegania itd. Możliwe, że strony zgodziłyby się na udział negocjatorów międzynarodowych, np. OBWE.

Kryzys na Ukrainie jest bardzo rozległy i grozi destabilizacją państwa, więc może udałoby się wypracować jakiś kompromis w sprawie dalszych kroków politycznych. Jednym z nich mogłoby być może powołanie przejściowego rządu z udziałem opozycji, zdolnego zapewnić warunki do uczciwych wyborów prezydenckich i parlamentarnych oraz odblokować centrum miasta. To jest niezwykle trudne dla wszystkich stron, zwłaszcza dla ludzi na Majdanie. Ale czasem niemożliwe staje się możliwe.

Trzeci scenariusz zakłada przekształcenie się obecnego kryzysu w prawdziwą rewolucję polityczną poprzez eskalację konfliktów na szczeblu lokalnym i wzmożoną mobilizację przyjazdów nowych demonstrantów do stolicy. Jej finałem byłaby rezygnacja Janukowycza i powołanie nowych władz. Ku takiemu scenariuszowi mogłaby prowadzić próba wprowadzenia stanu wyjątkowego. Ten scenariusz jest bardzo ryzykowny wewnętrznie oraz wielce problematyczny dla aktorów międzynarodowych.

A czego oczekują zwykli ludzie? Czy chodzi im o to, by po prostu mieć swoich reprezentantów w rządzie, czy chcą faktycznych zmian, np. ukrócenia procederu łapówkarstwa?

- Zwykli ludzie pragną tego samego, co w innych krajach pokomunistycznych: poprawy położenia materialnego, likwidacji bezrobocia, ukrócenia korupcji i bezprawia oraz stabilności. Trochę więcej niż połowa (52 proc.) chce stowarzyszenia z Unią.

Niemal wszyscy obserwują wydarzenia na Majdanie, ale reakcje są mieszane. Odsetek zdecydowanych zwolenników i przeciwników jest stosunkowo niewielki, jeśli wierzyć sondażom internetowym. Dominują krytyczni zwolennicy lub umiarkowani przeciwnicy; pierwsza z tych grup jest trochę większa. Głównym problemem Ukrainy jest na razie wyjście z głębokiego kryzysu politycznego i powrót do normalności. Nad konkretnymi programami reform się nie dyskutuje.

Jaka będzie przyszłość Julii Tymoszenko? Czy zostanie wypuszczona na wolność?

- Trudno to w tej chwili przewidzieć. Jaceniuk zażądał jej uwolnienia, ale inni liderzy opozycji zbyli ten postulat milczeniem. Julia nie jest bohaterką na Majdanie. Obóz Janukowycza będzie robił wszystko, by nie opuściła więzienia przed elekcją prezydencką. Dwa dni temu odroczono nawet posiedzenie sądu w jej procesie, by nie mogła się pojawić publicznie i osobiście zaapelować do protestujących. Jej los będzie zależał od dalszego rozwoju wydarzeń.

W grę wchodzą wszystkie rozwiązania: od pozostawania za kratkami, poprzez zwolnienie na leczenie, rewizję procesu lub dekryminalizację paragrafów, z których ją skazano aż po tryumfalne uwolnienie z więzienia w przypadku scenariusza rewolucyjnego.

Co muszą usłyszeć demonstranci na Majdanie, by powiedzieć: "Wygraliśmy!"?

- Konieczne jest ustąpienie prezydenta Janukowycza. Zadowoliłaby ich zapewne szybka decyzja o przedterminowych wyborach prezydenckich. Jeśli będzie odwlekana tygodniami czy miesiącami, nie spełni tej roli. Mówi się także o jednoczesnych wyborach parlamentarnych i lokalnych, ale te nie mają większego znaczenia w oczach Majdanu.

Wątpliwe jest jednak, by Majdan zniknął po ogłoszeniu takiej decyzji. Ludzie są zdeterminowani trwać na nim do wyborów, a nawet zaprzysiężenia nowego prezydenta, jak w roku 2004-2005. Może w zredukowanej terytorialnie i liczebnie formie. Trudno się temu dziwić przy tak niskim zaufaniu między wszystkimi aktorami.

A czy opozycja jest teraz mocniejsza niż wtedy? Czy jeśli zdobędzie władzę, będzie umiała się ze sobą porozumieć?

- Stosunek sił jest mniej więcej podobny. Perspektywa konfliktów między liderami opozycji także. Pozostaje wierzyć, że tamte porażki nie poszły na marne. Wiele zależeć będzie też od tego, czy nowy prezydent będzie miał oparcie w większości parlamentarnej (dlatego konieczne są jednoczesne wybory do Rady Najwyższej), a także w jakich ramach konstytucyjnych będzie działać nowa władza.

Na porządku dnia stanął już postulat powrotu do konstytucji 2004 r. Może zostać przyjęty, bo sprzyja demokratyzacji i daje większe szanse obecnemu obozowi władzy na utrzymanie się na scenie politycznej po utracie prezydentury. Ale prowokuje też konflikty instytucjonalne i nie ułatwia przeprowadzenia reform. Możliwe są także modyfikacje tamtych przepisów. Zobaczymy, na czym ostatecznie stanie.

Chcesz na bieżąco dowiadywać się o najnowszych wydarzeniach? Ściągnij naszą aplikację Gazeta.pl LIVE! Tutaj znajdziesz wersję na telefony z Androidem >>> A tutaj wersję na Windows Phone >>>

Więcej o: