Kilka dni temu Tyler Doohan spędzał noc w mieszkalnej przyczepie swojego dziadka razem z ośmioma innymi osobami, m.in. swoją babcią i niepełnosprawnym, poruszającym się na wózku inwalidzkim wujkiem. Ośmiolatek często odwiedzał tam rodzinę i przyjaciół.
Około godz. 4.45 rano w przyczepie wybuchł pożar. Chłopiec zerwał się z łóżka i zdołał obudzić sześć osób - informuje serwis USAtoday.com . Dzięki jego reakcji z pożaru udało się uciec m.in. babci Tylera, jego cioci i dwójce małych kuzynów. Część z nich trafiła do szpitala z ranami niezagrażającymi życiu.
Po obudzeniu sześciu członków swojej rodziny Tyler Doohan starał się uratować swojego wujka. Nie udało mu się. Razem z wujkiem i dziadkiem zginął w płomieniach. - Uratował tych ludzi. Gdyby nie on, zginęłoby znacznie więcej osób - powiedział Chris Ebmeyer, szef lokalnej straży pożarnej. Dodał, że nie zdawał sobie sprawy, że w przyczepie mieszkało tak wiele osób.
Chcesz na bieżąco dowiadywać się o najnowszych wydarzeniach? Ściągnij naszą aplikację Gazeta.pl LIVE! Tutaj znajdziesz wersję na telefony z Androidem >>> A tutaj wersję na Windows Phone >>>