Trzy działające w kraju spółki zajmujące się telefonią komórkową - Kyivstar, MTS i Life - stwierdziły, że nie miały nic wspólnego z prowokacyjną wiadomością. A jednak SMS dotarł do tysięcy demonstrantów.
Dziennikarze ukraińskiej gazety "Prawda" zasugerowali, że SMS-y mogły zostać wysłane z pomocą "pirackiego" nadajnika umieszczonego w pobliżu miejsca starć demonstrantów z milicją - informuje serwis Nytimes.com . Nie wiadomo jednak, kto jest autorem wiadomości. Na razie przedstawiciele rządu nie zabrali głosu w tej sprawie.
SMS-y zaniepokoiły uczestników protestów. Ukraińcy zaczęli obawiać się, że rząd zaczął stosować nowoczesne technologie, aby wyszukiwać ludzi o opozycyjnych poglądach.
Sytuacja w Kijowie jest coraz bardziej napięta. Od rana trwają walki między milicyjnymi oddziałami specjalnymi Berkut a przeciwnikami rządu. W ich wyniku zginęły już co najmniej trzy osoby. Dwie z nich od strzałów z broni palnej. Nieoficjalne źródła mówią o dwóch kolejnych ofiarach.
Ponad 200 osób zostało rannych. I wszystko wskazuje na to, że to dopiero początek starć.
Chcesz na bieżąco dowiadywać się o najnowszych wydarzeniach? Ściągnij naszą aplikację Gazeta.pl LIVE! Tutaj znajdziesz wersję na telefony z Androidem >>> A tutaj wersję na Windows Phone >>>