Obcięte palce, poparzenia, sfingowane wypadki, udawana śmierć... - tak wyłudza się odszkodowania w Polsce

Twierdzą, że poparzyli się grochówką czy rosołem, ale z opinii biegłych wynika coś zupełnie innego. Lubelska prokuratura oskarżyła niedawno pięciu mężczyzn o wyłudzanie odszkodowań na poparzenia. Podobne pomysły nie są odosobnione. Przestępstw ubezpieczeniowych przybywa, a żeby wyłudzić pieniądze, niektórzy są zdolni zrobić naprawdę wiele.

Mieszkańcy Lublina, którzy staną przed sądem okręgowym, mieli po kilka, a nawet kilkanaście polis. I występowali o odszkodowanie za poparzenie np. brzucha czy ud. Twierdzili, w większości, że nie poradzili sobie z gorącą zupą , którą mieli przestawić, przenieść, przelać.

Poparzenie zupą - a dlaczego nie ucierpiały narządy intymne?

Jak ustaliliśmy, gdy sprawą zainteresowała się prokuratura i zleciła opinie biegłych, ci informacje o poparzeniu np. grochówką przyjęli z niedowierzaniem. Dlaczego? Między innymi dlatego, że gdy ktoś niechcący wylewa na siebie gorącą zupę czy wodę na wysokości brzucha, to trudno, aby tylko brzuch był poparzony. A tu tak było. Zdaniem biegłych powinno dojść do poparzenia choćby części intymnych, a nic takiego się nie stało.

Biegli stwierdzili, że przy poparzeniach wykorzystywano jakąś gorącą ciecz albo nieustaloną substancję chemiczną. Kwoty, które dostawali przy tym z ubezpieczenia oskarżeni, były spore. Na przykład jeden z nich z jedenastu towarzystw wyłudził ponad 100 tysięcy złotych, ale usiłował też wyłudzić kolejne 200 tysięcy.

Ekspert: "Przestępczość ubezpieczeniowa się zmienia"

O ile jeszcze kilka lat temu wyłudzacze odszkodowań pojawiali się niemal wyłącznie w ubezpieczeniach komunikacyjnych i próbowali oszukiwać chociażby na "fikcyjne stłuczki", o tyle dziś wygląda to zupełnie inaczej. Coraz częściej są to oszustwa w ubezpieczeniach wypadkowych czy na życie.

Jest i inna zmiana. - Wcześniej była to głównie przestępczość, którą my nazywamy okazyjną. To znaczy osoby, które nigdy nie miały do czynienia z żadnymi przestępstwami, postanowiły nagle oszukać ubezpieczyciela, fingując jakieś zdarzenie - mówi Marcin Tarczyński, analityk z Polskiej Izby Ubezpieczeń. Jak dodaje, dziś w wielu przypadkach są to zorganizowane grupy.

By temu przeciwdziałać, praktycznie każdy zakład ubezpieczeniowy ma swoją komórkę, która zajmuje się wyłapywaniem podejrzanych szkód. - To, że coraz częściej słyszymy o ujawnianiu takich przestępstw, wynika też z tego, że firmy coraz ściślej współpracują z policją - dodaje.

Inne oszustwa? Choćby "gang obcinaczy kciuków"

Jedno z towarzystw wykryło przekręt, gdy razem z innymi firmami zaczęło badać przypadki klientów, którzy w dość tajemniczych okolicznościach tracili palce. Okazało się, że jest grupa osób, najczęściej bez pracy, które były ubezpieczone na wysokie kwoty - oczywiście w ścisłym porozumieniu ze "zleceniodawcami" (a w procederze uczestniczyły m.in. kancelarie prawne). Takie osoby zgadzały się na obcięcie kciuków i występowały o odszkodowanie. Podobny przypadek był też w jednym z tartaków.

- Takie drastyczne przypadki okaleczeń się zdarzają. Są skrajne, patologiczne, ale występują - mówi Tarczyński. Zastrzega, że przestępczość ubezpieczeniowa wzrasta, ale dzieje się tak nie tylko w Polsce, również w innych krajach świata.

Marcin Tarczyński pamięta więcej podobnych przykładów - choćby górników, którzy się dogadali i pod ziemią doprowadzili do wypadku, też żeby dostać pieniądze. - Na dole w kopalni skutecznie najpierw się znieczulili i ustalili, że jeden drugiego uderzy kafarem, czyli dużym młotem, w stopę - mówi analityk. Jak dodaje, sprawa została wykryta.

"Nie jest tak łatwo udawać, że się nie żyje"

Są też przekręty w ubezpieczeniach na życie. - Zdarza się na przykład podrabianie dokumentów, które mają uprawdopodobnić czyjąś śmierć. I osoby najbliższe starają się o świadczenie z tytułu śmierci osoby, która tak naprawdę nie umarła - mówi Tarczyński. Tego typu sytuacje, jak dodaje, są jednak dość proste do wykrycia. - Nie jest tak łatwo udawać, że się nie żyje - zapewnia specjalista.

Był też człowiek, który podpisał polisę, wiedząc, że jest śmiertelnie chory. Po kilku miesiącach zmarł, a jego bliski wystąpił o świadczenie. Gdy towarzystwo ubezpieczeniowe zaczęło sprawę wyjaśniać, okazało się, że właściciel polisy już w poprzednim roku miał wyniki badań i wiedział, że z jego zdrowiem jest bardzo źle. Ale przy podpisywaniu dokumentów nic o tym nie wspomniał.

Fikcje i wypadki samochodowe

Tu przekrętów wciąż jest najwięcej. "Tradycyjne" metody na wyłudzenie pieniędzy to zawyżone koszty naprawy samochodu po stłuczce czy zgłaszanie fikcyjnych obrażeń ciała i problemów z psychiką. Kierowca po kolizji zgłasza na przykład dolegliwości bólowe ze strony kręgosłupa czy stany lękowe. Tyle tylko, że w wielu przypadkach szczegółowe badania nic takiego nie potwierdzają.

Był przypadek stłuczki, gdzie na skrzyżowaniu z drogą podporządkowaną zderzyły się dwa samochody. Na miejsce przyjechała policja, zaczęła wszystko badać, spisywać, fotografować. Wyglądało na poważne zdarzenie drogowe. Tyle że okazało się, że oba auta zostały prawdopodobnie dowiezione na lawecie, bo w żadnym z nich nie było silnika.

Przestępczość ubezpieczeniowa rośnie. Co prawda danych za 2013 rok jeszcze nie ma, ale wiadomo, że już w 2012 liczba takich przestępstw zdecydowanie poszła w górę. Z informacji Polskiej Izby Ubezpieczeń za 2012 rok wynika, że kwoty wyłudzeń, którym zapobieżono i które wykryto, w sumie sięgają ponad 100 milionów złotych. W Europie przyjmuje się, że łupem oszustów może padać około 3 procent składek.

Więcej o: